Warszawa, 01.09.2017

 [oryginalny tekst, bez skrótów]

 

Religie obronią się same...

Piotr Balcerowicz

 

Czy to możliwe, by istniała koegzystencja religii bez konfliktów?

Tak, zdecydowanie. Historia subkontynentu indyjskiego pokazuje, że przez większość czasu mieliśmy do czynienia z pokojem niż z wojną. Jeśli walczono, to były to wojny łupieżcze – by zdobyć pieniądze, terytoria, ludzi, podatki. Religia bywała używana jako wsparcie ideologiczne, ale w jej imię nie walczono. Jak na całym świecie, historia subkontynentu indyjskiego jest historią konfliktów. Dochodziło często do sojuszy władców muzułmańskich i hinduistycznych przeciwko innym władcom muzułmańskim lub hinduistycznym. Kiedy walczono przeciwko Brytyjczykom, to maharadżowie łączyli siły z muzułmanami. Także po stronie Brytyjczyków stawali władcy hinduistyczni. Religia nie miała nic do rzeczy. Jeśli sądzimy, że wojny są prowadzone z powodu religii, to błędnie postrzegamy historię. Tak samo wyprawy krzyżowe w Europie i na Bliskim Wschodzie. Ważna była władza i terytorium, a wątek religijny był na drugim planie. Okazywało się, że rycerze chrześcijańscy, którzy mieli już swoje zamki na terenie np. dzisiejszej Syrii, sprzymierzali się z władcami muzułmańskimi przeciwko nowym krzyżowcom. Takie sojusze były na porządku dziennym.

 

Teraz religia również jest orężem w walce o wpływy.

Jak najbardziej, mamy z tym zjawiskiem do czynienia w wielu krajach – także w Polsce, Indiach, Pakistanie. Pakistan powstał w 1947 roku jako państwo dla muzułmanów. Był wykreowany przez przywódców muzułmańskich, którzy pili alkohol, nie chodzili do meczetu – byli całkowicie świeccy – ale mieli ogromną potrzebę władzy. Wśród nich był Muhammad Ali Jinnah – ojciec współczesnego Pakistanu. Opuścił główną partię polityczną, stworzył własny ruch polityczny i w celu zdobycia władzy konsekwentnie wykorzystywał hasła religijne, na przykład hasło dwóch narodów, gdzie błędnie określał muzułmanów jako odrębny naród. Po podziale na Indie i Pakistan w Indiach pozostało więcej muzułmanów niż w Pakistanie. Indie jeszcze do niedawna były drugim najliczniej zamieszkanym przez muzułmanów krajem na świecie. To paradoks – muzułmanie w państwie świeckim nie chcieli się przenosić do kraju stworzonego dla nich. Kompletna porażka ideologii politycznej bazującej na religii! Taką samą sytuację mamy w Europie – stronnictwa odwołujące się do dziedzictwa chrześcijańskiej Europy wykorzystują religię i fałszują historię, pokazując, że cała historia Europy czy Polski wywodzi się z chrześcijaństwa. A co z prawem rzymskim, dziedzictwem helleńskim i hellenistycznym? Nie można rugować tego dziedzictwa, bo okaże się, ze Polacy są kompletnymi dzikusami – bez podstawowych koncepcji, prawa i instytucji wywodzących się z antyku. Czy też Polacy mają zanegować spuściznę dawnych Słowian? Ich zwyczaje w Polsce, jako już kraju chrześcijańskim, koegzystowały przez wiele wieków, a kapłani chrześcijańscy nie niszczyli tych obrzędów, bo często po prostu nie mogli – były zbyt silnie zakorzenione. Kościoły były budowane na miejscach dawnych kultów słowiańskich. Politycy, którzy rysują nam nową wizję polskości, zakłamują tożsamość Polski. Jest ona niezwykle bogata.

 

Promowany dziś koncept „prawdziwego Polaka” tak naprawdę to zlepek różnorodnych tradycji, wpływów zewnątrz i nie tylko chrześcijańskiego dziedzictwa.

Na polską kulturę składa się wiele różnych elementów: chrześcijaństwo, które wchłonęło wcześniejszą kulturę starosłowiańską, rozmaite wątki zaczerpnięte zewnątrz. Ikona polskości nie do końca jest polska z krwi i kości: Chopin nie jest genetycznie rdzennym Polakiem! Polski bigos? To nie jest historycznie polskie danie. Kapusta kwaszona przyszła z terenów azjatyckich, była przerabiana przez różne ludy, także Rzymian i Niemców. Narodowe danie Polaków, kotlet schabowy, to przecież sznycel wiedeński… Pierogi – pomysł przyniesiony przez Tatarów i ludy, które przywędrowały z Syberii. Jakbyśmy przeanalizowali całe kulinaria polskie, to okaże się, że właściwie nic nie zostaje, może poza żurkiem. Pomidory, papryka – to są produkty przywiezione do Europy z Ameryki Południowej. Ziemniaki zakorzeniły się w Polsce dopiero w XIX wieku. Gdybyśmy opierali się jedynie na rdzennie polskim jedzeniu, to Polacy wymarliby z głodu. Katolicka, polska bożonarodzeniowa choinka ma podwójne korzenie: po części przedchrześcijańskie, ‘pogańskie’, po części protestanckie, niemieckie, luterańskie. Musimy pamiętać, że nie ma czegoś takiego, jak trwała i niezmienna kultura. Każda kultura ulega nieustannym przemianom i zapożycza wiele istotnych elementów z innych kultur. Na początku są to elementy obce, a potem stają się rdzeniem tożsamości kulturowej.

 

Z perspektywy historyka, skąd według pana profesora teraz w naszym społeczeństwie tyle lęku oraz skłonności do zamknięcia i ksenofobicznej postawy?

Z nieznajomości świata, która sama w sobie prowadzi do obojętności. Jeśli zaś spotyka się z jednolitym przekazem ze strony polityków i mediów narodowych, prowadzi do mieszanki wybuchowej. To szalenie niebezpieczne, jak w latach 1930. – podobne procesy doprowadziły do II Wojny Światowej. Musimy być uważni i przysłuchiwać się politykom, którzy operują hasłami rdzennej polskości, bo oni nie rozumieją, czym ta rdzenna polskość jest. Niech za przykład posłuży polska rdzenna architektura na Podhalu. To kreacja z XIX i XX wieku, dopiero wówczas ją wymyślano. Ten styl zakopiański jest zlepkiem różnych tradycji. Natomiast regionalna architektura będzie wiązać regionalne style polskie z Ukrainą, Litwą, Słowacją, Czechami. Czystej, rdzennie polskiej architektury, bez powiązań regionalnych, nie ma. Trzeba wystrzegać się polityków, którzy zakłamują historię. To właśnie jest powód rosnącej ksenofobii.

 

A strach przed uchodźcami?

Łącznie emigrantów i uchodźców w Europie są dziesiątki milionów w ciągu paru generacji. Czy mamy problemy z tego tytułu? Skądże. Bywają zamachy, ale one zdarzały się i wcześniej, dokonywane przez różne ugrupowania lewackie czy faszystowskie. Premier Włoch Aldo Moro był porwany i zgładzony przez jedną z takich grup. Terrorystami byli „rdzenni” Europejczycy, nie imigranci. W latach 1970.-1980. skala zamachów terrorystycznych była kilkukrotnie wyższa niż obecnie, a żaden z aktów terroru nie miał nic wspólnego z islamem czy imigrantami. Zjawisko przemocy oraz terroryzmu jest tak samo upowszechnione na świecie, żadna grupa religijna czy narodowa nie jest „genetycznie” odpowiedzialna za przestępczość – odpowiedzialne są inne procesy, np. ekonomiczne. Przestępczość w Polsce była ogromna w latach 90., ale zmalała w wyniku bardzo wielu czynników. Czy to znaczy, że w latach 90. było dużo obcokrajowców, którzy na Polaków napadali? To byli głównie – można powiedzieć przewrotnie – Polacy z krwi i kości, „polscy patrioci”. Tak jak w każdym innym kraju. Media, które chcą zaciemnić nam rzeczywistość, uwypuklają zdarzenia powiązane z islamem, i zapominają, że takie same (bądź gorsze) zdarzenia – zabójstwa, gwałty, ataki terrorystyczne – wywoływane są przez rdzennych Europejczyków. To kwestia perspektywy. Jeśli ktoś da się uwieść politykom, że obcy są zagrożeniem, to się myli. Przy boku Jana III Sobieskiego walczyli Tatarzy, a za swoje zasługi otrzymali ziemie na terenie Podlasia. Takich przykładów jest mnóstwo – Ormianie i Gruzini, którzy przyjeżdżali z Kaukazu i stali się tak samo dobrymi polskimi patriotami. Gdyby Polska zamknęła się tylko na to, co polskie, to poza żurkiem nie miałaby co jeść. Gdyby tak bardzo dbać o tradycyjny ubiór rdzennego Polaka, to Polacy musieliby zapomnieć o kontuszu i żupanie – cały ubiór szlachecki to zapożyczenie z Turcji i Azji Środkowej. A dżinsy? Już same spodnie nie są rdzennie polskim ubiorem, tylko przyszły z Azji, dżinsy oraz ich nazwa mają swe źródło w Genui, a niebieski barwnik indygo – w Indiach. Jeśli „polscy patrioci” są tak bardzo polscy, to niech zdejmują „obce” dżinsy i spodnie!

 

Czego Polska mogłaby nauczyć się od tak różnorodnego kraju, jakim są Indie?

Jeszcze do niedawna premierem i prezydentem Indii był odpowiednio sikh i muzułmanin. W Indiach 80% to wyznawcy różnych odłamów hinduizmu. Proszę wyobrazić sobie, że w Polsce zostaje prezydentem muzułmanin, a premierem – Żyd. Nie do pomyślenia! A Hindusom zupełnie to nie przeszkadzało. Bardzo często przedstawiciele mniejszości religijnych zajmują wysokie stanowiska w rządzie, administracji, wojsku i nikt się nie obawia. W Indiach mamy ok. głównych 250 języków i prawie 2000 pomniejszych. Pomimo tak wielkiej różnorodności językowej, kulturowej i religijnej, Hindusi są potęgą regionalną. To gospodarka wielokrotnie większa niż polska, i nie bez powodu.

 

Indie to również kraj ubóstwa.

Oczywiście, jest tam też bieda. To nie jest wynik różnorodności, lecz czasów kolonialnych, kiedy to wielka Brytania w sposób bardzo brutalny łupiła Indie. Można to prześledzić na źródłach ekonomicznych, które pokazują, jak wysoko stała gospodarka indyjska w wieku XVI, XVII, aż do XVIII, kiedy pojawili się Brytyjczycy. Wówczas nastąpił ogromny regres kulturowy i gospodarczy. Można też zobaczyć, jak gospodarka brytyjska rozwijała się w XVIII i XIX wieku. Ok. 1700 roku, przed najazdem brytyjskim, PKB Indii było aż dziewięciokrotnie (!) wyższe niż PKB Wielkiej Brytanii, a w 1950 roku, po opuszczeniu Indii przez Brytyjczyków, spadło do poziomu 2/3 brytyjskiego PKB. Notabene fakt, że Indie odzyskały niepodległość w 1947 roku zawdzięczają po części problemom finansowym Wielkiej Brytanii, która tak bardzo zapożyczyła się na wojnę u Hindusów, że w ramach rozwiązania politycznego nie musiała spłacać długu Indiom. Czego Polska może się jeszcze nauczyć od Indii? Tego, że religie bywają wykorzystywane jako instrument w walkach politycznych. Tak się dzieje w tzw. konfliktach komunalistycznych, gdzie dochodzi do starć między muzułmanami, hinduistami czy innymi grupami religijnymi. Ale gdy wnikniemy w naturę tych konfliktów, to okazuje się, że to bezpośredni efekt nawoływań polityków bądź aktywistów religijnych, którzy robią karierę polityczną. Należy być ostrożnym wobec każdego polityka, który ma na ustach religię i usiłuje nam wmówić, że religii należy bronić. Religie obronią się same.

 

W jaki sposób?

Wierzący chrześcijanin niech nosi Chrystusa w sercu. Wierzący muzułmanin niech nosi Allaha w sercu. To wystarczy. Jeśli zaczynamy się bać, to ulegamy autorytarnym ideom i jesteśmy skłonni zrezygnować z wielu rzeczy, np.  z postępu gospodarczego – jak w Rosji Putina. Jeśli Polacy ulegną retoryce politycznej i będą chcieli bronić polskości przed napływami z zewnątrz, to Polacy sami stworzą sobie więzienie – w sensie dosłownym. Zamkną sobie możliwość wyjazdów – pojawią się wizy, stworzą sobie bariery ekonomiczne, pojawią się kary nakładane na Polskę,  Polacy będą postrzegani jako zagrożenie poza własnym krajem. Skoro Polacy będą u siebie bić Rosjan, Niemców, Syryjczyków, to trudno się spodziewać, że nie będą bici, kiedy sami wyjadą. Taką wizję promocji „nowej narodowej polskości” mają osoby wrogo nastawione do całego świata. Lęk, ksenofobia i rasizm zamienią Polskę w więzienie zarządzane autorytarnie, a Polacy będą gotowi oddać swoją wolność, odurzeni ksenofobiczną wizją fałszywej tożsamości polskiej. A wolność to jedna z najcenniejszych wolności, którą Polacy mieli swego czasu na sztandarach: „Za wolność naszą i waszą”.

 

Czy w obecnej sytuacji, ze swoimi poglądami, czuje się pan profesor zagrożony?

Tak – wystarczyło, że w mediach powiedziałem coś pozytywnego w obronie uchodźców, to zawsze pojawiała się ogromna fala hejtu i nawoływania do umieszczenia mnie w komorze gazowej.

 

Szokujące.

Nie donosiłem o tym na prokuraturę, choć powinienem, lecz po prostu nie mam na to czasu. Takiej agresji nie było przed rokiem 2015, rokiem kampanii wyborczej. Głównym nośnikiem wygranej obecnego rządu była kwestia uchodźców i ksenofobia. Przed kryzysem uchodźczym ¾ Polaków rozumiało, na czym polega problem uchodźców i chciało im pomóc. Wystarczyła nienawiść siana przez polityków, żeby poglądy Polaków zmieniły się diametralnie. Teraz taki sam odsetek jest przeciwny pomocy uchodźcom w jakiejkolwiek formie w Polsce. Przerażające, że na przestrzeni trzech lat Polacy tak łatwo dali się zmanipulować. Polskie społeczeństwo w tym momencie zdaje się być nawet gotowe przyjąć słusznie nałożone sankcje ekonomiczne za brak solidarności w ramach Unii Europejskiej i łamanie demokratycznego porządku prawnego. Polska jako jeden z bogatszych krajów na świecie, członek Unii Europejskiej, ma obowiązki – względem Unii i społeczności na całym świecie, ponieważ Polska sama miała i ma własnych uchodźców. Wystarczy wspomnieć właśnie o Polakach w Indiach czy Pakistanie i Iranie. Iran, który teraz przez skrajne kręgi w Polsce nazywany jest „czarnym diabłem”, zaopiekował się rzeszą polskich uchodźców podczas II Wojny Światowej, podobnie też Indie i Pakistan.

 

Jak walczyć z agresją i ksenofobicznymi tendencjami?

Trzeba się przeciwstawiać, lecz spokojnym językiem i argumentami. Należy wykazywać „nowym patriotom”, że wprowadzają „nową jakość”, która cofa Polskę i niszczy elementarne cechy polskości – umiłowanie wolności, tolerancję, gościnność, przyjaźń i solidarność. Niszczą perspektywy na dobrobyt, rozwój, spokój. Ich wizja jest kompletnie fałszywa – bazuje na wymysłach, które nie mają oparcia w realiach. To koncept tworzony na bazie nienawiści tylko po to, by zdobywać władzę i utrzymać ją za wszelką cenę. Walka z tymi tendencjami musi być podjęta na różnych poziomach edukacji, nie tylko na poziomie szkolnym czy uniwersyteckim, ale w zwykłych rozmowach: polegać powinna na szerzeniu wiedzy, czym naprawdę jest kultura polska, jak różnorodne ma korzenie. Kultura polska nigdy nie była jedna, taka sama i niezmienna. W ten sposób Polacy by do tej pory mieszkali w lepiankach, bo to nie Polacy wymyślili cegłę. Notabene to właśnie w dolinie rzeki Indus pojawiła się pierwsza znana nam cegła wypalana.

 

Jak promować tolerancję w momencie, gdy realnym zagrożeniem dla Europy staje się tzw. Państwo Islamskie i pojawiają się też głosy, że każdy, kto jest uchodźcą, może być też terrorystą?

Trzeba nieustannie podkreślać, że imigranci nie stanowią żadnego poważniejszego zagrożenia. Uchodźcy uciekają przed Państwem Islamskim, które nie reprezentuje żadnej religii, a jedyne, co ma wspólnego z islamem, to nazwa. Tak jak ruskie pierogi – jedyne co mają wspólnego z Rosją, to określenie. Państwo Islamskie od początku było potępiane przez muzułmanów na całym świecie. I przez uczonych w piśmie, i przez polityków, działaczy społecznych; wśród samych muzułmanów organizowane są demonstracje i ruchy społeczne potępiające Państwo Islamskie. Jednak w Polsce telewizja narodowa nie chce o tym informować. Państwo Islamskie to banda rzezimieszków, którzy wykorzystują islam dla usprawiedliwienia swojego barbarzyństwa. Barbarzyństwa, które nie ma nic wspólnego z tradycją islamu. Jak ktoś mówi inaczej, to albo nie zna historii, albo traktuje ją powierzchownie i wybiórczo. Oczywiście w imię islamu dokonywano zbrodni podobnie jak w imię chrześcijaństwa, buddyzmu czy hinduizmu. Ale to nie muzułmanie doprowadzili do obu Wojen Światowych, zrzucili bomby atomowe na Hiroszimę i Nagasaki i doprowadzili do wyginięcia ok. 80%–90% populacji obu Ameryk. Należy także podkreślać, że to właśnie imigranci i uchodźcy w Europie są siłą pozytywną.

 

Co im zawdzięczamy?

Dzięki migracjom Europa po II Wojnie Światowej mogła się podźwignąć. Do Wielkiej Brytanii przyjeżdżali ludzie z Pakistanu i Indii – w kolejnej generacji tych obywateli urodził się Sadiq Khan, burmistrz Londynu, wybrany demokratycznie przez Brytyjczyków, którzy przyjęli migrantów z Pakistanu i Indii, a ta symbioza doprowadziła do ponownego rozkwitu kraju. Obecny premier Irlandii też pochodzi w drugim pokoleniu z Indii. Francja zawdzięcza bardzo wiele migracjom z Algierii, Tunezji i Maroka – pomijam korzenie tej migracji, bo są wynikiem kolonializmu w Algierii, wojny domowej i obozów koncentracyjnych zakładanych przez Francuzów. Gastarbeiterzy, czyli Turcy w Niemczech, tworzyli i tworzą PKB kraju. Badania wykazują, że Turcy są bardziej produktywni niż rodowici Niemcy. Przykładowo w okresie 1988–2005 roku sami imigranci przyspieszyli wzrost niemieckiego PKB średnio o dodatkowe 1,3%. Populacje te przyczyniają się do bogactwa państw, z nich wywodzą się politycy, artyści – warto wspomnieć o uznanym niemieckim reżyserze Fatihu Akinie, który zdobywa Złote Lwy i europejskie „Oscary” (Europejską Nagrodę Filmową). Komputerowy boom w Stanach Zjednoczonych zawdzięcza się w dużym stopniu Hindusom – cała Dolina Krzemowa jest opanowana przez specjalistów z Indii. Migranci przywożą ze sobą nowe idee, spojrzenie na nasz świat, nowe rozwiązania w naszej rzeczywistości. Oczywiście, są też przestępcy, ale trzeba pamiętać, że w polskich więzieniach w większości są osadzeni Polacy.

 

Pan profesor w trakcie badań odwiedził wiele krajów i wciąż wraca do kraju. Co najchętniej zmieniłby pan w Polsce?

Kulturę na co dzień. To podstawowa sprawa: za każdym razem, gdy wracam do Polski, to pierwsza rzecz, która mnie uderza. Polacy są niezwykle wulgarni, opryskliwi, a za tym stoi brak umiejętności kooperacji. Trudno współpracować z ludźmi, którzy są do siebie z założenia źle nastawieni. Kooperacja społeczna jest niezbędna. Weźmy na przykład Holandię – maciupeńki kraj, ale o niezwykłym przełożeniu na historię na świecie; bogaty kulturowo i finansowo. Malarstwo niderlandzkie nie powstałoby, gdyby nie to, że Holendrzy podróżowali po świecie. W Rotterdamie prawie 1/3 religijnych mieszkańców to muzułmanie, przy czym wszyscy wierzący razem wzięci nie stanowią nawet połowy mieszkańców miasta. Czy to komuś przeszkadza? Nie, to miasto spokojne, Holendrzy muzułmańscy funkcjonują tak samo jak Holendrzy ateiści czy Holendrzy protestanci. To Rotterdam przyjął Żydów, którzy w 1492 roku zostali wypędzeni z Hiszpanii, a później przyczynili się do dobrobytu holenderskiego. Holendrzy do tej pory kultywują tradycję gościnności, otwartości na różne wyznania i grupy etniczne. Są narodem ludzi, który współpracują ze sobą od wieków – przecież na tym terenie wcześniej było morze. Nie udałoby się tych terenów osuszyć, gdyby nie kooperacja społeczna na dużą skalę. To wymaga uprzejmości i zaufania. Weźmy sobie polskie Żuławy – one zostały stworzone przez Holendrów. To przykład polskiej ziemi, która dosłownie została stworzona przez „obcych”. Gdyby nie Holendrzy, którzy przyjechali i stworzyli system osuszania tych terenów na przełomie XV i XVI wieku, to byłyby tam błota i bagna. Polacy muszą się kiedyś tego nauczyć – elementarnej uprzejmości i życzliwości wobec innych.

 

Czy zdarzyło się panu profesorowi w spokojnej rozmowie przekonać kogoś o odmiennych poglądach?

Bardzo często. Nie oczekuję, by rozmowa zakończyła się tym, że rozmówca przyzna się do błędu. Rozumiem, że trudno jest od razu zrewidować swoje sądy. Widzę zaś, że jakiś czas po dyskusji ktoś zmienia swój sposób myślenia i mówienia. To moje codzienne doświadczenie.

 

To bardzo pocieszające!

Większość ludzi jest otwarta na argumenty. Rozmowa nie może być prowadzona na zasadzie ataku i konfrontacji. Słowa nie mogą być granatami, które mają wybuchnąć na polu rozmówcy. Moje doświadczenie i wiedza pokazują, że wszelkie argumenty za tym, że uchodźcy są złem, nie mają racji bytu. Staram się pokazywać to w oparciu o fakty z historii Polski i świata. Po takiej rozmowie, ludzie zaczynają inaczej patrzeć.

 

Trudno mi zrozumieć sytuację, gdy podstawową cnotą w wielu religiach jest miłość do bliźniego, a w praktyce promuje się przeciwne tendencje.

Tak, to schizofreniczna sytuacja. To nie do pogodzenia, wierzyć w chrześcijańskiego Boga i zamykać się, gdy bliźni potrzebuje naszej pomocy. Ten bliźni nieraz w sensie dosłownym jest ranny i krwawi. Wielu z nich straciło bliskich i przyjaciół, noszą w sobie traumę. Nie powinno nas dziwić, że czasem wybuchną emocjonalnie – są poturbowani, byli świadkami takich okrucieństw, jakich trudno sobie wyobrazić. Polacy, którzy uważają się za chrześcijan, powinni potraktować swoją religię poważnie. Chrześcijaństwo to nie jest okazja, by zorganizować komunię i kupić dziecku drona. Takie pojmowanie wiary to robienie z religii cyrku! Jeśli ktoś protestuje przeciwko przedstawieniu „Klątwa”, to powinien się zastanowić nad sobą, gdyż to właśnie ci, którzy tak mechanicznie traktują religię, ośmieszają ją. Ośmieszają chrześcijaństwo, gdy zamykają drzwi przed tymi, którzy potrzebują pomocy. Pomagać im tu i teraz – to nakaz boski.

 

Czy z perspektywy historyka nie ma pan profesor wrażenia, że rozwiązaniem może być ateizm?

Ja sam jestem ateistą. Uważam, że racjonalne podejście do życia ma ogromną przewagę. Nie podchodzę do problemów emocjonalnie. Rozpatruję argumenty, bez uprzedzeń analizuję korzenie konfliktów. Jeśli podchodziłbym emocjonalnie, to nie potrafiłbym zdobyć się na potrzebny dystans. Jeśli ktoś odwołuje się do swoich dogmatów religijnych, a druga osoba do swoich – to nie ma tu miejsca do porozumienia. Jeżeli ja święcie wierzę w moje racje religijne, to łatwo mnie obrazić, łatwo mi znaleźć wrogów i łatwo nienawidzić świat. Jeśli mam dystans – także do własnych przekonań – dużo trudniej mnie urazić: nie jestem przywiązany do swoich poglądów. Mogę swoje przekonania zmienić, jeśli poznam argumenty. W ten sposób rozwijam swoją wiedzę. Widzę świat i chcę, by był lepszy. Do tego niezbędny jest dystans. Jest potrzebny, by cieszyć się z życia i by się uczyć.

 

 

Pierwotny tekst został opublikowany w gazecie festiwalowej Pejper - Skrzyżowanie Kultur 2017 oraz na stronie: http://www.entertheroom.pl/life/7352-piotr-balcerowicz-religie-obronia-sie-same