Warszawa, 5 lipca 2005 r.

 [oryginalny tekst, bez skrótów]

 

Rewolucje w Azji Środkowej

Piotr Balcerowicz

 

Kirgistan, kraina tulipanów

 

Już dwa dni po szturmie na prezydencki Biały Dom 24 marca, podczas którego ok. 15 tysięcy demonstrantów zmusiło prezydenta Askara Akajewa (wraz z synem Ajdarem i córką Bermet, nowo upieczonymi parlamentarzystami) do ucieczki z prezydenckiej rezydencji, na trawniki i klomby pokryte tulipanami przy centralnym Placu Alatau niespodziewanie spadł śnieg. Rozpoczął się okres, który dla Kirgistanu może się okazać dużo trudniejszy i bardziej skomplikowany, niż samo obalenie prezydenta i zainicjowanie “tulipanowej rewolucji”, od początku uwikłanej w nieskończone sprzeczności. Rozpoczął się okres, który już teraz zaczął zbierać krwawe żniwo.

 

 

Gra sprzeczności

 

W czasie, 24 marca kiedy tłum wdzierał się do pałacu prezydenckiego, niezbyt liczna grupa demonstrantów wtargnęła do kolonii karnej nr 19 “Mołdawanowka” pod Biszkekiem i uwolniła z więzienia Feliksa Kułowa, do 2000 roku osobę nr 2 w państwie. Okres niepodległości Kirgistanu, ogłoszonej 31 sierpnia 1991, charakteryzował się jego bliską współpracą z Akajewem. Do 1999 roku Feliks Kułow piastował szereg kluczowych urzędów: m.in. był wiceprezydentem, ministrem spraw wewnętrznych, ministrem bezpieczeństwa narodowego (1997-98), merem miasta Biszkek, gubernatorem rodzinnej prowincji Czuj na północy kraju, z której pochodził zarówno on sam, jak i prezydent Akajew. Był on odpowiedzialny także ze przeprowadzenie reformy monetarnej w 1993 i wprowadzenie narodowej waluty: som. Gdy wyszło na jaw, że podczas reformy finansowej z kasy państwowej znikły rezerwy złota (nie bez wiedzy Akajewa), musiał się podać do dymisji, zachowując jednak swoje wpływy. Jego wpływy sięgały dużo dalej niż wskazywałyby na to zajmowane stanowiska: pozostawał nieformalnym koordynatorem resortów siłowych i finansowych. Do więzienia trafił w grudniu 2001 roku skazany na podstawie dwóch wyroków (na 7 i 10 lat): w związku z korupcją i wielomilionową defraudacją środków państwowych oraz nadużyciem władzy jako mer Biszkeka i gubernator prowincji Czuj. Proces przeprowadzono na zamówienie Akajewa, po tym jak Kułow poddał krytyce jego niedemokratyczny sposób sprawowania władzy, założył własną partię Ar-Namys (“Godność”) i ogłosił, ze wystartuje w wyborach prezydenckich. W oczach prasy amerykańskiej Kułow stał się nagle prawdziwym demokratą.

Oswobodzenie Kułowa z więzienia “Mołdawanowka” 24 marca nie odbyło się w okolicznościach szturmu na Bastylię: więzienie opuścił jedynie on sam, w rzeczywistości poproszony o to przez dyrekcję kolonii karnej, ongiś podległą mu bezpośrednio. Jeszcze tego samego wieczora Kułow przejął rolę - nieprzewidzianą w porządku konstytucyjnym - koordynatora wszystkich służb siłowych w państwie: wojska, milicji, służb bezpieczeństwa, a także sądownictwa i prokuratury generalnej. “Żeby zapobiec anarchii i grabieżom i żeby zadbać o przestrzeganie prawa”, jak wyjaśnił.

Od samego początku zarysował się konflikt między Kułowem a drugim bliskim współpracownikiem obalonego prezydenta: Kurmanbekiem Bakijewem, który przewodził szturmowi na Biały Dom. Jak praktycznie cała czołówka obecnych opozycjonistów, Bakijew ściśle współpracował z eks-prezydentem Akajewem, m.in. piastował urząd premiera w latach 2000-2002. Powodem jego rezygnacji z tego urzędu nie były bynajmniej nieporozumienia między nim a Akajewem lecz tzw. zajścia w Ak-syj na południu kraju i kwestia wielce kontrowersyjnego traktatu granicznego z Chinami. W maju 2002 roku doszło w Ak-syj do zamieszek w związku z aresztowaniem opozycjonisty Azimbeka Beknazarowa, który reprezentował lokalne etniczno-klanowe interesy i otwarcie protestował przeciwko traktatowi. Bakijew miał wówczas zezwolić na użycie broni palnej milicji, która otworzyła ogień to protestującego tłumu. W rezultacie zginęło wedle różnych źródeł od 5-12 osób.

Na nadzwyczajnej sesji parlamentu Bakijew został wybrany na urzędy tymczasowego prezydenta i premiera do czasu wyborów, które ustalono ostatecznie na 10 czerwca. Pierwszym zadaniem rządu, jak oznajmił, to wypłata pensji. Jednak jednym z pierwszych ruchów Bakijewa było obsadzenie zaufanymi ludźmi licznych kluczowych stanowisk państwie oraz w mediach: w tym szefostwo kanałów telewizyjnych, redaktorów naczelnych gazet “Kyrgyz Tuusu” i “Erkin Too”.

30 marca, po zawieszeniu godziny policyjnej w Biszkeku, Feliks Kułow niespodziewanie ogłosił, że rezygnuje ze stanowiska koordynatora służb siłowych i powraca do... swojej celi, żeby do końca odsiedzieć prawomocny wyrok. W oświadczeniu prasowym osłabił dramatyczną wymowę swojej decyzji: “Miałem na myśli tylko to, że jeśli sąd nie unieważni mojego wyroku i potwierdzi moją winę, to wtedy oczywiście powrócę do więzienia”.

Nazajutrz parlament zwrócił się do Sądu Najwyższego o unieważnienie wyroków Kułowa i jego pełną rehabilitację, co też nastąpiło kilkanaście dni później, aczkolwiek nie bez oporów. W ten sposób została usunięta formalna przeszkoda uniemożliwiająca jego start w wyborach prezydenckich, w których nie mogą uczestniczyć kandydaci skazani prawomocnym wyrokiem sądu.

Za niecodzienną decyzją Kułowa kryją się zapewne dwa motywy. Jego decyzję sprowokowało nominowanie przez Bakijewa na stanowisko przewodniczącego Służb narodowego bezpieczeństwa Kirgistanu Tasztemira Ajtbajewa, dawnego politycznego antagonistę Kułowa. Z drugiej strony tymczasowe odcięcie się do struktur władzy powinno zapewnić Kułowowi lepszą pozycję w czerwcowych wyborach prezydenckich: odpowiedzialność za chaos, błędy i rozczarowanie okresu przejściowego będzie ponosił kontrkandydat Bakijew.

Pogłębiający się konflikt między Kułowem i Bakijewem, dwoma najpoważniejszymi pretendentami do urzędu prezydenta, został załagodzony umową zawartą między nimi 2 kwietnia, odtajnioną dwa dni później, która rozdzieliła skórę na kirgiskim niedźwiedziu: “Obydwaj się zgodziliśmy, że ten, który wygra zbliżające się wybory prezydenckie, mianuje kontrkandydata na stanowisko premiera”. Na początku maja zaczęły jednak krążyć doniesienia, że Kułow zamierza zrezygnować ze startu w wyborach za obietnicę urzędu premiera. Powodem ma być konstytucyjny wymóg, aby kandydaci na urząd prezydenta zdali dość trudny egzamin ze znajomości języka kirgiskiego. Kułow mówi po rosyjsku bez akcentu, jednak po kirgisku formułuje swe myśli z wielkim trudem.

Sam Bakijew będzie musiał się uporać z inną formalną przyczyną uniemożliwiającą jego start w wyborach. Jego polityczny wróg Omurbek Tekebajew, marszałek obecnego parlamentu i trzeci pretendent do urzędu prezydenta, wskazał na inny obowiązujący zapis konstytucyjny, zgodnie z którym urzędujący premier - a to stanowisko sprawuje Bakijew - ma zamkniętą drogę do wyborów z obawy, że mógłby nadużyć swoich obecnych wpływów. Słusznie wskazał Kułow, zapytany o wynik przyszłych wyborów, na stare kirgiskie przysłowie: “To nie koń wygrywa gonitwę. Liczy się zabawa”.

 

 

Trzy izby parlamentu

 

W niejasnym przeczuciu zbliżających się zdarzeń, nowy jednoizbowy parlament, wybrany w kontrowersyjnych wyborach 27 lutego (z drugą turą 13 marca), zebrał się już 22 marca: przed oficjalnym upływem kadencji starego dwuizbowego parlamentu. Rozpoczęła się niecodzienna bitwa dwóch parlamentów. Gdy dwa dni później stary parlament oddał w ręce Bakijewa władzę prezydenta i premiera, Bakijew oznajmił, że jedynym prawowitym parlamentem jest stary, gdyż nowy został wyłoniony w wyniku zafałszowanych wyborów. Stanowisko to poparł 25 marca Sąd Najwyższy. Na centralnym Placu Alatau pojawiły się trzy grupy demonstrantów: opowiadający się za starym parlamentem, popierający nowy i pozostali, odrzucający obydwa i domagający się nowych wyborów. W wewnątrz jednego budynku jednocześnie przez kilka dni obradowały trzy izby: w sali głównej nowy jednoizbowy skład, dwie stare izby łącznie w sali prasowej lub osobno, w oddzielnych pomieszczeniach. Parlamentarzyści nie wychodzili na zewnątrz z obawy, że nie zostaną wpuszczeni do budynku. Konflikt Bakijew-Kułow przeniósł się na walkę parlamentarną. “Czy się to wam podoba czy nie, władza starego parlamentu wygasła: został on wybrany przez naród tylko na pięć lat”, oznajmił Kułow, i ostrzegł: Jeśli stary parlament nie zaprzestanie obrad i będzie podburzać swoich zwolenników, to podejmę działania, żeby was wszystkich aresztować”. Nowo mianowany pokurator generalny Azimbek Beknazarow, związany z południowym regionem Ak-syj, zareplikował: “Toż są to ludzie, którzy was uwolnili z więzienia. A teraz wy chcecie ich aresztować?!”

W rezultacie nowy parlament skierował do Centralnej Komisji Wyborczej i Sądu Konstytucyjnego protest, który został uznany: stanowisko Sądu Najwyższego zostało więc unieważnione, a za jedyny prawowity parlament uznano jego nowy skład: “należy jedynie powtórzyć wybory w 14 okręgach, w których doszło do nieprawidłowości”, w tym okręgi: Kurszabski, Alajski, Kara-Sujski, Koczkorski, Tonski itd. Na liście tej nie znalazł się pierwotnie okręg Naryński, gdzie rozpoczęły się pierwsze antyprezydenckie demonstracje już 6 marca (we wsiach Ottuk i Kyzyl-Tuu), kiedy komisja wyborcza odmówiła wpisania na listę wyborczą Iszenbaja Kadyrbekowa, ostatnio mianowanego przez Bakijewa na stanowisko ministra transportu i komunikacji.

Walkę trzech izb parlamentu podsumowała czwarta kandydatka w przyszłych wyborach prezydenckich Roza Otunbajewa: “Parlament, przeciwko któremu protestowaliśmy dlatego, że został wybrany w sposób nieuczciwy, funkcjonuje nadal. To klęska”. Ta dawna współpracownica Akajewa na stanowisku ministra spraw zagranicznych, silnie związana z patriarchalnym południem i znana z konserwatywnych poglądów, uznała, że tulipanowa “rewolucja nie osiągnęła swego celu”. Ona sama jednak powróciła na swoje dawne stanowisko szefa MSZ.

Tymczasem 4 kwietnia rezygnację z urzędu prezydenckiego złożył znajdujący się Moskwie Aksar Akajew za pośrednictwem dwudziestominutowego nagrania wideo, które odtworzono na posiedzeniu nowego składu parlamentu dzień później. Parlament jednak nie od razu przyjął rezygnację. Potrzebował na to prawie tygodnia: 11 kwietnia spośród 75-osobowego parlamentu 38 głosowało za przyjęciem rezygnacji, 2 przeciw, 20 się wstrzymało, a reszta opuściła głosowanie. Jednocześnie odebrano Akajewowi i jego rodzinie immunitet. Nie przeszkodziło to pojawieniu się jego córki Bermet, wybranej w okręgu uniwersyteckim w Biszkeku, na posiedzeniu parlamentu trzy dni później: chroni ją immunitet parlamentarzysty. “Przyjechałam wypełniać moje deputackie obowiązki”, oznajmiła, “a mój brat wkrótce też wróci do Kirgistanu w tym samym celu”.

 

 

Bilans kosztów

 

Na skraju zabłoconej drogi przy przystanku autobusowym nieopodal centrum stoi na sprzedaż nowiutka sofa i fotele, opakowane w folię chroniącą przed topniejącym śniegiem. Tuż obok wyładowują z małej przyczepy automat do sprzedaży Coca-coli: jest do kupienia za całkiem niewielką sumę. To łup grabieży, które trwały przed dwie pierwsze noce, kiedy stolicę Kirgistanu ogarnęła fala anarchii. W wyniku zamieszek do biszkekskich szpitali trafiło 425 osób (146 to funkcjonariusze organów ochrony porządku publicznego), z których 160 poddano hospitalizacji. Śmierć poniosły 4 osoby: podczas grabieży. Przeciwko 150 osobom rozpoczęto postępowanie karne.

Działająca w Kirgistanie Międzynarodowa Rada Przedsiębiorczości (International Business Council) oszacowała straty finanse, będące wynikiem grabieży i rozboju tylko w nocy z 24 na 25 marca, na 100 milionów USD. Dla porównania: pomoc MRP dla gospodarki Kirgistanu na cały rok 2005 planowano na 80 milionów. Jak oznajmił dyrektor MRP David Grant 28 marca, w obecnych warunkach destabilizacji “pomoc ta stoi pod dużym znakiem zapytania”. Z drugiej strony przemiany polityczne oraz grabieże wpłynęły na kurs walut w stopniu niemal niezauważalnym.

Nie jest prawdą, jak podawała większość zachodnich agencji, jakoby gniew tłumu zwrócił się przede wszystkim przeciwko supermarketom będącym w posiadaniu rodziny Akajewów. W rzeczywistości łupem złodziei padły praktycznie wszystkie sklepy i biura w centrum stolicy: czego nie udało się ukraść, podpalono. Wyjątkiem był “Centralny Dom Handlowy” (CYM), którego ochronie rozdano karabiny maszynowe wieczorem 25 marca a towar wywieziono poza miasto. Nietknięte zostały także obrzeża Biszkeku oraz dzielnica, gdzie mieści się największy bazar: “Bazar Dordoj”, oraz “Oszski Bazar”. To tutaj krzyżują się interesy różnych klanów i grup etnicznych, tutaj dominują handlowcy z południa, m.in. z Osz, Özgen i Dżalalabadu.

Już pierwszej nocy grabieży Turcja przysłała samoloty czarterowe, które wywiozły grupę tureckich biznesmenów i ich rodziny. Podobnie postąpiły Niemcy. 31 marca Chiny przysłały  samolot czarterowy po grupę ok. 80 biznesmenów. W rosyjskim biurze emigracyjnym liczba etnicznych Rosjan ubiegających się o paszport wzrosła pięciokrotnie. Wielu Koreańczyków myśli o przeniesieniu inwestycji do sąsiedniego Kazachstanu. Pojawiły się ulotki nawołujące do dżihadu przeciwko innym grupom narodowościowym, głównie Rosjanom (których liczba spadła z 1 miliona w 1991 roku do ok. 200 tysięcy obecnie), mieszkającym w Kirgistanie. Taka masowa emigracja wpływa niekorzystnie na rozwój średniego biznesu, stabilizację ekonomiczno-polityczną i obniża bezpieczeństwo zagranicznych inwestycji w kraju. Niepewna sytuacja rzutuje także na turystykę, jedno z podstawowych źródeł dochodu. Do tego stopnia, że termin wyborów prezydenckich przesunięto z 26 czerwca na 10 czerwca, żeby jeszcze przed rozpoczęciem sezonu turystycznego potencjalnym gościom dać stosowny sygnał o pełnej normalizacji w urzekającym kraju, którzy rzeczywiście ma niezwykle dużo do zaoferowania.

 

 

Spontaniczna rewolucja?

 

Szturm na Biały Dom nie był wydarzeniem spontanicznym. “Tulipanowa” rewolucja nie wpisuje się w też w scenariusz fali demokratyzacji, która przenosi się z kraju do kraju i przybiera formę gruzińskiej “różanej”, ukraińskiej “pomarańczowej” i libańskiej “cedrowej rewolucji” po zamordowaniu premiera Rafika Haririego. Szereg faktów wskazuje, że kilka niezależnych grup przygotowywało się od co najmniej kilku tygodniu do przejęcia władzy. To, co było nieplanowane, to konkretne formy współdziałania różnych sił.

Szereg drobnych protestów na południu doprowadził do przejęcia pierwszych budynków administracyjnych w Dżalalabadzie już 15 marca, a w Osz trzy później. Przywódcy kilkunastotysięcznego tłumu w Osz oznajmili, że podejmą marsz na Biszkek. W odpowiedzi 23 marca nowo mianowany minister spraw wewnętrznych oznajmił, że “podejmie wszystkie legalne środki, żeby zaprowadzić porządek konstytucyjny”, a prezydent Akajew, dał do zrozumienia, że zostanie użyta broń palna przeciwko demonstrantom. W tym czasie w stolicy już od co najmniej kilkunastu dni obecne były tysiące przyjezdnych. Osz i Dżalalabad dzieli od stolicy ponad­osiemsetkilometrowa górska droga. Jej strategicznym punktem jest niemal siedmiokilometrowej długości górski tunel na wysokości ok. 3 tys. metrów, który bez trudu można zamknąć, całkowicie odcinając południe od stolicy i uniemożliwić “marsz na stolicę”. Policja dysponowała informacjami o wzmożonym ruchu marszrutek (minibusów) przejeżdżających przez wieś Biełowodskoje (na drodze Osz-Biszkek) wiele dni wcześniej, zanim doszło do demonstracji na południu. Już 22 marca na Placu Gorkiego w centrum Biszkeku demonstrowała grupa ok. 500 osób przybyłych z Narynia na południowym wschodzie wiele dni wcześniej.

W rezultacie dwie trzecie spośród 15 tysięcy demonstrantów zebranych na Placu Alatau 24 marca pochodziły z południa Kirgistanu (gł. w regionu: Osz - Özgen - Dżalalabad) i Narynia, niektórzy z Talasu leżącego na północnym zachodzie. Wiele niezależnych źródeł informowało, że w dniu kluczowej demonstracji pojawiły się na ulicach Biszkeku osoby rozdające grupom młodzieży po 500 som (ok. 40 zł), żeby przyłączyli się do tłumu zebranego na Placu Alatau. W grabieży mienia po demonstracjach uczestniczyli głównie przyjezdni z południa. Niektórzy z nich potem przyznawali, że obiecano im godziwą zapłatę za “wypad do stolicy”. W niezwykle tradycyjnym społeczeństwie kirgiskim tak masowe grabieże możliwe są wyłącznie w sytuacji, kiedy zostaje zapewniona anonimowość sprawców. Z zasady lokalne grupy zbliżone do uzbeckich kolektywów typu mahalla, aksakalowie (przewodniczący rady starszych) i związki rodowo-klanowe itp. same dbają o ukaranie sprawców, m.in. żeby zapobiec odwetowi poszkodowanych grup. Ten tradycyjny mechanizm skutecznie ogranicza przestępczość. Z tych też względów do grabieży nie dochodziło na południu kraju. Nie doszło to nich także w okolicach “Bazaru Dordoj” w stolicy, gdzie wielu kupców to ziomkowie demonstrantów z południa.

Demonstranci z południa nie powrócili w rodzinne strony. Zamiast tego rozpoczęli przejmowanie ziemi w Biszkeku i północnej prowincji Czuj. W pierwszej kolejności zajęto niezasiedloną ziemię należącą do Uniwersytetu Biszkeckiego, z którym związana jest Bermet Akajewa, oraz ziemie rolników w okręgu Sokuluk, w którym Kułow odsiadywał wyrok. Wielu z “dzikich lokatorów”, którzy nie ukrywają, że przyjechali na demonstracje, rozpoczęła już budowę domów na bezprawnie przejętych ziemiach. Jedna z nich, która zgodziła się ujawnić swe imię, Mairam Ajdarkanowa mówi wprost: “Obiecano nam tutaj ziemię, więc przyjechaliśmy po swoją działkę. Na południu, skąd pochodzimy, ziemię już rozdano, więc tam nie możemy niczego wybudować”.

Akcje przejmowania ziemi od początku oficjalnie wspierało kilka organizacji politycznych z południa, uczestniczących w szturmie na Biały Dom, takich jak ruch “Nadzieja” czy Komitet Rewolucji 24 Marca. Popularny kaskader i jeździec Usen Kudaivergenow zaczął organizować patrole właścicieli mające chronić parcele przed grabieżą. 10 kwietnia został zastrzelony, a policja nie wszczęła dochodzenia. Jedynym politykiem na jego pogrzebie był Kułow.

Iszenbaj Kadyrbekow z okręgu Naryńskiego, który na fali protestów został wyniesiony do rangi wicepremiera, ogłosił, że państwo przejmie od prywatnych właścicieli niezagospodarowane parcele, żeby je następnie przekazać nieodpłatnie koczownikom. Nowy premier Kurmanbek Bakijew podpisał stosowne rozporządzenie “O zagospodarowaniu ziemi pod zabudowę” już 13 kwietnia. W ten sposób nowa elita polityczna spłaca swój dług.

 

 

Czyja rewolucja?

 

Jest wiele przyczyn, które doprowadziły Kirgizów do frustracji. Był to dramatycznie pogłębiający się spadek poziomu życia w ciągu ostatnich 5 lat, ale także wzrost korupcji uniemożliwiający funkcjonowanie państwa i gospodarki. Stanowisko ministerialne czy prokuratorskie wiązało się z daniną na rzecz Akajewów w wysokości 40-50 tysięcy dolarów. Sumę tę trzeba było sobie następnie “odbić”, a piramida korupcji docierała do zwykłego obywatela. Odebranie paszportu (który pełni rolę dowodu osobistego) wiązało się np. z łapówką w wysokości ok. 500 dolarów: są osoby, które od kilku lat żyją z tego powodu bez dokumentów. Dumę narodową zranił Akajew podpisując w kwietniu 1998 roku z Jiang Zeminem umowę graniczną z Chinami, na podstawie której latem 2001 roku przekazano 87.000 hektarów terenów górskich Chinom. “Wyprzedaż kirgiskiej ziemi” przez prezydenta była w oczach większości aktem zdrady narodowej i zainicjowała proces, który zakończył się 24 marca. Frustracja ekonomiczna była istotnym czynnikiem, który umożliwił opozycyjnym politykom aktywację tłumów. Tłumów, którym nie tyle chodziło o budowę społeczeństwa otwartego i demokracji, co raczej o reprezentację interesów ich plemienno-klanowych grup.

Autorytaryzm i korupcję rządów Akajewa usankcjonowały praktycznie Stany Zjednoczone, które - w zamian za umożliwienie wybudowania pod Biszkiekiem bazy wojskowej po 11 września 2001 w ramach wspólnej walki z międzynarodowym terroryzmem - chwaliły Akajewa za otwartość i reformy ekonomiczne. Dla wielu Kirgizów był to sygnał, że żaden nacisk z zewnątrz nie zmieni sytuacji w kraju, a sprawy trzeba wziąć we własne ręce.

Trudno jednak uznać “tulipanową” rewolucję za spontaniczny wybuch gniewu narodu przeciwko autorytarnej władzy. Rewolucja ta jest w rzeczywistości procesem przetasowania elit, podczas którego dawne mechanizmy (nepotyzm, korupcja itp.) pozostają niezmienione. Jedną z zasad jest zadbanie o interesy własnej grupy definiowanej w kategoriach rodowo-klanowych.

Na fali “demokratyzacji” silniejsze klany umieszczają swoich przedstawicieli na stanowiskach administracyjnych, sądowych itp. Walka klanów prowadzi czasem do sytuacji patowych: jedno stanowisko zajmuje przedstawicieli dwóch grup, czego przykładem jest walka o fotel rektora uniwersytetu w Osz. Jednym rektorem pozostaje Muchtar Orozbekow, drugim jest Taszmambet Kenensarijew, zaufany nowego mera Osz Mamasadykowa Bakirowa, mianowanego przez Bakijewa.

W Bazarkorgon, regionie dżalalabadzkim, musiał interweniować nowy gubernator Dżalalabadu, Żusupbek Żejenbekow (także mianowany przez Bakijewa), i sam przejąć funkcję akima (starosty), gdyż cztery lokalne grupy (kirgiskie i uzbeckie) mianowały na to stanowisko po swoim przedstawicielu, a sytuacja groziła wybuchem walk etnicznych. Na tle waśni etnicznych przed piętnastu laty w Osz zginęło kilkaset osób. Nałożenie się na wewnątrzkirgiskie walki klanowo-rodowe etnicznego sporu między Kirgizami i Uzbekami (w niektórych regionach stanowiących do 90% mieszkańców) mogłoby prowadzić do wybuchu wojny domowej.

Nowy minister finansów Akylbek Żaparow, który poprowadził demonstrantów z Narynia, obsadził podległy mu resort przedstawicielami swojego klanu. Brat Nurlan został szefem departamentu podatków, kuzyn Nurlan Makiejew objął stanowisko naczelnika ceł na lotnisku międzynarodowym. W swoim rodzinnym okręgu we wsi Koczkorki mianował krewnego Kaczyke Bejszembajewa na stanowisko naczelnika. Gdy mieszkańcy wyszli w proteście na ulicę, zapewnił mu dziesięcioosobową ochronę uzbrojoną w karabiny maszynowe.

Grupy, które dążyły do odsunięcia od władzy Akajewa, nie kierowały się w pierwszym rzędzie dobrem ogólnym czy dążeniem do demokratyzacji życia publicznego. Przede wszystkim reprezentowały swoje interesy klanowe i lokalne. Podkreśla się, że opozycja w Kirgistanie nie jest zjednoczona i brak polityka jednoczącego tłumy w stylu Michaiła Saakaszwili czy Wiktora Juszczenko. Ale potwierdza to jedynie społeczno-polityczną złożoność sytuacji, brak centrum politycznego i dominację tradycyjnych klanowo-rodowych ośrodków władzy.

Na podstawowy podział geograficzny: częściowo zrusyfikowaną północ i tradycyjne, patriarchalne południe, nakłada się struktura klanowa. Tradycyjnie kirgiskie społeczeństwo składa się z około czterdziestu związków plemiennych (uruk), które na fladze narodowej symbolicznie przestawia czterdzieści złotych promieni okalających zwieńczenie jurty (symbol domu rodzinnego). Związki plemienne dzielą się dalej na klany (top), które odwołują się mitycznego wspólnego przodka. Wśród czterdziestu związków plemiennych wyróżnia się następnie trzy duże konfederacje: prawe skrzydło (on kanat), lewe skrzydło (sol kanat) i pośrednie (iczkilik), co przypomina nieco kazachskie struktury żuz. Tradycyjnie silne więzi wewnątrzplemienne i klanowe zostały wzmocnione w okresie islamizacji po XVI wieku, kiedy Kirgizi zaczęli posługiwać się pojęciem aczabjja: “solidarność grupowa”, przejętym z języka arabskiego asabijja i myśli politycznej błyskotliwego filozofa ‘Abd al-Rahmana Ibn Chalduna (1332-1406).

W latach dwudziestych i trzydziestych XX wieku władza radziecka zmusiła koczownicze plemiona do osadnictwa, wiążąc dany klan z określoną jednostką terytorialną, przypominającą uzbeckie struktury typu mahalla. W ten sposób członkowie tej samej grupy plemiennej czy klanowej znalazły się w tym samym kołchozie czy sowchozie, a więzi klanowo-plemienne zostały powiązane z konkretną wsią czy dzielnicą miasta. Rywalizacja między ongiś koczowniczymi klanami i plemionami przemieniła się we współzawodnictwo między dzielnicami i wsiami, czemu w okresie radzieckim nadano rosyjską nazwę miestniczestwo. Obecnie tożsamość Kirgiza określa przynależność do klanu, a tym samym do określonej wsi.

Politycy nie szukają swojej siły i wsparcia nie w programach politycznych lecz w swoich grupach klanowo-lokalnych. Tym należy tłumaczyć istnienie co najmniej setki jednakowo słabych rozmaitych partii i stronnictw politycznych oraz brak wyrazistego programu politycznego.

Tradycyjne plemienno-klanowe reguły gry politycznej dają znać o sobie na każdym kroku. Gdy 18 marca protestujące tłumy w Osz po raz pierwszy przejęły budynek władz lokalnych (potem odbity przez policję), na placu odbył się nazajutrz kurułtai: zgromadzenie przedstawicieli związków plemiennych, klanów i rodów, przypominające afgańskie zgromadzenie typu loja dżirga. Podobny sejmik kurułtai odbył się w takich samych okolicznościach w Dżalalabadzie trzy dni wcześniej. Podczas takich sejmików ścierają się interesy poszczególnych grup, co z pewnością można określić mianem tradycyjnych mechanizmów demokratycznych.

Praktycznym wyrazem solidarności grupowej (aczabjja) jest tradycyjnie tuganczilik: obowiązek członka grupy do obrony jej interesów, dawniej jako wojownik, obecnie jako np. polityk, administrator czy dyrektor przedsiębiorstwa. Mechanizm ten jest tak silny, że potrafi w przeciągu kilku godzin wyprowadzić na ulicę nawet tysiące osób. Aczabjja potrafiła zmobilizować tłumy podczas walk etnicznych w 1990 roku oraz w czasie zajść w Ak-syj w 2001, które zmusiły obecnego prezydenta i premiera Bakijewa do ustąpienia z wówczas piastowanego urzędu premiera.

We wsi Kemin w prowincji Czuj, z której pochodzi Askar Akajew, do tej pory wiszą jego portrety, nad główną drogą powiewa dumnie transparent: “Kirgistan: kraj praw człowieka”, a ludność organizuje blokady drogi i demonstracje na rzecz jego powrotu. Jest to nie tylko rezultat profitów, jakie mieszkańcy Kemina odnieśli w ciągu 15 lat władzy Akajewa ale poczucia więzi grupowej. Także w innych regionach Kirgistanu są okręgi, w których ludność nie chce zaakceptować nowych władz.

Eskalacja klanowych walk może teoretycznie doprowadzić do wybuchu wojny domowej, choć wydaje się to obecnie mało prawdopodobne: tradycyjne mechanizmy wypracowywania kompromisu są nadal dość silne. Jednak nie tylko gra interesów politycznych i związki plemienno-klanowe determinują obecną sytuację w Kirgistanie. Tajemnicą poliszynela jest, że co zamożniejsi opozycjoniści z Dżalalabadu, którzy wiedli tłum do przejęcia budynków administracyjnych po 15 marca, dorobili się na handlu narkotykami. To właśnie przez Osz i Dżalalabad wiedzie z Afganistanu przez Tadżykistan droga przerzutowa, której pierwszym przystankiem po stronie kirgiskiej jest Sary-tasz w Dolinie Alaj. Nałożenie się interesów mafii narkotykowej na przemiany polityczne w Kirgistanie stanowi realne niebezpieczeństwo popchnięcia tego niewielkiego i ekonomicznie słabego kraju w niepożądanym kierunku.

Zaskakuje, że tak naprawdę wielu Kirgizów zupełnie nie poczuwa się do “tulipanowej” rewolucji. Wśród licznych rozmów przeprowadzonych w różnych regionach północnego Kirgistanu i samym Biszkeku ani razu nie usłyszałem z ust rozmówców słów: “przeprowadziliśmy rewolucję”. Dystansując się od wydarzeń, nieodmiennie używali liczby mnogiej: ONI. Na pytanie zaś: “Kto byłby najlepszym prezydentem: Kułow, Bakijew czy Akajew?” najczęściej padała odpowiedź: Akajew. Winą za autorytatywny styl sprawowania władzy i korupcję obarczano jego żonę. Zgodnie z charakterystycznym myśleniem w społeczeństwach patriarchalnych, że... wszystkiemu winne są kobiety.

 

 

Nerwowe reakcje sąsiadów

 

W reakcji na demonstracje w Kirgistanie i szturmie na pałac prezydencki 24 marca 2005 r., sąsiedzi tej postradzieckiej republiki – Uzbekistan, Tadżykistan i Kazachstan – natychmiast zamknęli granice z obawy przed rozprzestrzenieniem się rewolucji.

W Uzbekistanie, szczególnie w Kotlinie Fergańskiej graniczącej z Kirgistanem, zamknięto w marcu nawet bazary i odwołano wszystkie imprezy publiczne, tym projekcje kinowe i przedstawienia teatralne. W czasie, gdy po kirgiskiej stronie Kotliny Fergańskiej w mieście Osz trwały zamieszki, które ostatecznie doprowadziły do obalenia prezydenta, po uzbeckiej stronie Kotliny Fergańskiej w bliźniaczym mieście Andiżanie, odległym od Osz o niespełna 70 kilometrów, aresztowano grupę 23 lokalnych przedsiębiorców, których oskarżono o przynależność do islamskiej organizacji terrorystycznej. Ich proces, motywowany politycznie, wyprowadził feralnego piątku 13 maja na ulice czterotysięczny tłum, do którego policja otworzyła ogień. Z odciętego od świata miasta dochodzą doniesienia o pół tysiącu zabitych, w tym dzieciach i kobietach: “sprawną” akcję kontrolował policyjny helikopter unoszący się nad tłumem.

Dla środkowoazjatyckich reżimów marcowe zajścia w Kirgistanie oraz majowe protesty w uzbeckiej części Kotliny Fergańskiej stanowią kolejne ostrzeżenie, że władza, którą dzierżą nieprzerwanie od piętnastu lat, nie wieczna.

Na sformułowanie pierwszego oficjalnego komentarza na temat kirgiskiej rewolucji prezydent sąsiedniego Kazachstanu Nursułtan Nazarbajew potrzebował tygodnia: “Nie sposób określić tego, co zaszło w Kirgistanie, rewolucją” i dodał: “mamy tam do czynienia z bandytyzmem i rozbojem”.  Słowa te padły na wspólnej konferencji z gruzińskim prezydentem Michaiłem Saakaszwilim, który swoją obecności propagandowo wzmocnił wymowę tych słów. Niesławna ucieczka prezydenta Kirgistanu Askara Akajewa do Moskwy niepokoi Nazarbajewa, którego wiąże z Akajewem nie tylko podobna kariera polityczna, ale także przelotna unia dynastyczna rozpoczęta w 1999 r., kiedy syn prezydenta Akajewa, Ajdar, poślubił córkę Nararbajewa. Mianem bandytów i islamskich terrorystów określił demonstrantów w Andiżanie Ismail Karimow, prezydent Uzbekistanu, za czasów ZSRR sekretarz Partii Komunistycznej.

Władze krajów środkowoazjatyckich podjęły konkretne działania na kilku płaszczyznach, aby zapobiec rewolucji na własnym terenie.

 

 

Media

 

Najbardziej zauważalnym posunięciem jest nasilenie propagandy i wzmocnienie kontroli mediów, choć wydaje się to już niemożliwe w krajach, gdzie prezydenci oddali swoim dzieciom media i komórki: Dariga Nazerbaewa kontroluje główne kanały telewizyjne, tytuły prasowe i telefonię komórkową w Kazachstanie, podobnie jak infanci uzbeccy Gulnara i Piotr Karimow, czy jeszcze do niedawna w Kirgistanie.

Kirgiską “tulipanową” rewolucję przedstawiano w postradzieckich republikach, od Białorusi  przez Kazachstan po Azerbejdżan, wedle podobnego schematu: drastycznym obrazom grabieży i chaosu towarzyszył starannie dobrany komentarz.  Dzięki skutecznej kontroli mediów przez ośrodki władzy wiadomości o kirgiskiej rewolucji rozchodziły się w Azji Środkowej pomału. Media kazachskie nadały kirgiskiej rewolucji miano “arakowej”, sugerując, że sprawcami zamieszek były pijane bandy grabiące mienie i palące sklepy.

Z uwagi na dostępność rosyjskich kanałów telewizyjnych w większych miastach Kazachstanu, pełna blokada informacji na temat kirgiskiej rewolucji była niemożliwa. W Uzbekistanie pierwsze wzmianki pojawiły się natomiast dopiero z dwutygodniowym opóźnieniem. W tym kraju liczącym 25,5 miliona mieszkańców, tylko ok. 800 tysięcy ma dostęp do internetu, a dostęp do niezależnych stron internetowych jest zablokowany. Poczta elektroniczna zawierające słowa “rewolucja”, “polityka” czy “islam” - podobnie jak w Kazachstanie - nie dociera do adresata. Informacje rozchodzą się dzięki samizdatom, ulotkom rozprowadzanym np. w Samarkandzie czy Taszkencie. Nawet szczelnie zamknięta i od lat zaminowana granica uzbecko-kirgiska w Kotlinie Fergańskiej nie zapobiegła rozprzestrzenianiu się informacji o rewolucji. To właśnie w tej wschodniej części Uzbekistanu najsilniej dały się słyszeć głosy wyrażające nadzieję, że Uzbecy z Kirgistanu pomogą wreszcie obalić reżim Islama Karimowa. Masowe protesty w uzbeckim Abiżanie, zakończone krwawą łaźnią dokonaną na rozkaz prezydenta Karimowa, dowodzą, że zdarzenia kirgiskie nie pozostały bez echa.

W Turkmenistanie, gdzie reżim kontroluje wszelkie formy życia publicznego, gdzie zakazana jest zagraniczna prasa i książki, a od niedawna nawet biblioteki (!), gdzie dostęp do internetu i zagranicznych stacji telewizyjnych jest praktycznie niemożliwy, gdzie dla chirurga dużo ważniejsza niż arkana medycyny jest wnikliwa znajomość banalnego poematu Ruchnama, napisanego przez Saparmurata Niyazowa, “Ojca Turkmenów” (Turkmenbasz), który sam się nominował prezydentem aż do śmierci, na próżno by szukać jakichkolwiek wzmianek o rewolucji. Nic dziwnego, obok Korei Północnej jest to kraj, gdzie sytuacja mediów i swobody wypowiedzi jest najgorsza. Ogólnie region Azji Środkowej, a potwierdzają raporty np. Freedom House, obejmuje kraje (obok Pakistanu i USA), w których sytuacja mediów się systematycznie pogarsza.

Metody wpływania na media środkowoazjatyckie są zróżnicowane, poczynając od łagodnej perswazja i szantażu, poprzez aranżowane kontrole podatkowe i procesy sądowe, wskutek których tytuły prasowe są zamykane (np. kazachski opozycyjny dziennik “SolDat” w 2003 roku i “Assandi Times” w 2004, szereg opozycyjnych pism tadżyckich, m.in. “Adolat”, “Odamu Olam” czy “Ruzi No”). Często stosuje się odrębne, zawyżone cenniki dla mediów niezależnych pod hasłami gospodarki rynkowej. Władza zawsze może liczyć na sądy: nazajutrz po szturmie na pałac prezydencki w sąsiednim Kirgistanie sąd w Almacie nakazał likwidację spółki będącej właścicielem tygodnika opozycyjnego “Respublika”.

 

 

Organizacje pozarządowe

 

W kazachskiej prasie pojawiły się obszerne analizy wskazujące, że za rewolucją w Kirgistanie stoi mafia kontrolująca bazary w Osz i Biszkeku, islamiści oraz organizacje pozarządowe za pieniądze USA - wyjaśnienia, które podchwyciła prasa rosyjska. Wskazywano, że doniesień prasy kirgiskiej o regularnych wizytach działaczy opozycyjnych w amerykańskiej ambasadzie w Biszkeku w okresie poprzedzającym rewolucję nikt nie dementował ani ze strony ambasady, ani opozycji. “Amatorom-rewolucjonistom” i “kryminalistom” - jak określono kirgiską opozycję - sprzyjał ogólny chaos w kraju i walki między klanami.

Niejako w odpowiedzi na niepokojące doniesienia prasy, grupa kazachskich deputowanych przedłożyła 20 kwietnia kazachskiemu parlamentowi projekt ustawy, zgodnie z która ścisłej kontroli podda się finansowanie z zagranicy wszystkich organizacji działających na terenie Kazachstanu. Obecnie działa tam ok. 5 tysięcy organizacji pozarządowych (NGO), zatrudniających ponad 200 tysięcy osób. Wiele z nich ma charakter prodemokratyczny, wspiera budowanie społeczeństwa otwartego, prowadzi programy edukacyjne, działa na rzecz praw kobiet czy niezależnego dziennikarstwa. Inne walczą z problemami społecznymi: bezrobociem, ubóstwem czy narkomanią itp. Wyrażają obawy, że kontrola rządu może skutecznie ograniczyć ich działalność i że staną się one całkowicie zależne od łaskawości rządu, który będzie dysponował finansowym instrumentem eliminującym niewygodne organizacje społeczne.

Podobnie tadżycki minister spraw zagranicznych ogłosił 14 kwietnia, że zagraniczni dyplomaci i przedstawiciele międzynarodowych organizacji będą mieli obowiązek informować władze z wyprzedzeniem o swoich kontaktach z obywatelami Tadżykistanu działającymi w partiach politycznych, organizacjach społecznych i pozarządowych oraz dziennikarzami. Celem jest “zapobieżenie rozprzestrzenianiu się propagandy”.

Kazachstan i Tadżykistan podążają zatem śladem Uzbekistanu, gdzie od lat funkcjonują przedziwne twory zwane “organizacjami pozarządowymi wspieranymi przez rząd”, w skrócie GONGO (“government-organised non-government organisations”). Niedościgłym ideałem pozostaje Turkmenistan, gdzie działalność organizacji pozarządowych została już dawno wyeliminowana, a od 2003 r. każdemu odwiedzającemu ten pustynny kraj towarzyszy wyszkolony “przewodnik”.

 

 

Kijek i marchewka

 

Praktyka zamykania partii opozycyjnych nie jest niczym nowym. Zdarzenia w Kirgistanie wzmogły zapobiegliwość władz w regionie, a krwawe majowe demonstracje we wschodnim Uzbekistanie - gdzie władze rzekomo zbyt łagodnie traktowało ruchy antyrządowe - tylko utwierdzają władze, że strategia “silnej ręki” jest jedyna słuszna.

Już 26 marca, tj. dwa dni po kirgiskiej rewolucji, parlament Kazachstanu przyjął pakiet ustaw modyfikujących procedury wyborcze. Zawierają one m.in. zakaz zgromadzeń w okresie powyborczym: naturalnie z myślą o przyszłorocznych wyborach prezydenckich. Prorządowe partie, w tym blok agrarno-obywatelski, proponują także - idąc za przykładem Białorusi - zezwolenie na użycie broni przeciwko demonstrantom. Jest to dokładnie zasada, jaką zastosował reżim w Uzbekistanie feralnego piątku 13 maja brutalnie pacyfikując uzbecki Andiżan. Zakir Ałmatow, uzbecki minister spraw wewnętrznych, niejednoznacznie dał protestującym do zrozumienia, jakim kursem podąża władza: “Nie obchodzi nas, czy zginie 200, 300 czy 400 osób. Dysponujemy siłą i was wykończymy”.

Podejmowane są działania zastraszające opozycję. Spotkanie grupy ok. 350 kazachskich opozycjonistów odbywające się 2 maja w południowym Szymkencie skupionych wokół jak na razie jedynego kontrkandydata na prezydenta, Żarmachana Tujakbaja, zostało rozbite przez niezidentyfikowane bojówki. Surrealistycznego charakteru nadał zdarzeniu jeden z napastników przebrany za Elvisa Presleya, obrzucający zebranych opozycjonistów pisankami! Był to już drugi atak na Tujakbaja w ciągu miesiąca.

W Uzbekistanie na porządku dziennym są ataki na niezależnych dziennikarzy, działaczy organizacji opozycyjnych i humanitarnych. Popularne stało się zmuszanie niezależnych działaczy do podpisywania “lojalek”, które zawierają przyznanie się do przynależności do nielegalnej grupy islamistycznej oraz wyrzeczenie się wszelkich kontaktów z taką grupą i zaniechanie działalności politycznej, czego przykładem jest Abdurahman Alijew, dyrektor spółdzielni rolnej w Kotlinie Fergańskiej, czy dziennikarz Tulkin Karajew z miasta Karszi na południu Uzbekistanu. Władza posługuje się także urzędnikami podatkowymi, który na podstawie sfabrykowanych dokumentów wywierają presję na rodziny opozycjonistów prowadzące działalność gospodarczą, czego ofiarą padł np. dziennikarz Kudrat Babadżanow z prowincji Chorezm. Inni zostają zastraszani i porywani, jak np. Mutabar Tadżibajewa, działaczka organizacji humanitarnej z Fergany, czy pobici przez “nieznanych sprawców”, jak dziennikarz Ulugbek Hajdarow. Przeciwko niezależnej agencji Internews, wspierającej niezależne dziennikarstwo, wszczęto postępowanie karne, a partie opozycyjne, takie jak Erk, Birlik czy Ozod Dechonlar, pozostają nielegalne, a ich działacze zmuszani do emigracji lub osadzani w aresztach. I to wszystko zaledwie w miesiąc po kirgiskiej rewolucji. Zdarzają się też przypadki pobicia i zastraszania obrońców osób oskarżonych w procesach politycznych.

Także Tadżykistan nie pozostaje w tyle. Kampanii rządowej przeciwko niezależnej prasie towarzyszą zmasowane ataki na opozycję. Mahmudruzi Iskandarow, przewodniczący Demokratycznej Partii Tadżykistanu, który zamierza stawić czoła w przyszłorocznych wyborach obecnemu prezydentowi Imomalemu Rahmonowi, został porwany w Moskwie, zapewne przy współudziale służb rosyjskich, i potajemnie przewieziony do stolicy Tadżykistanu Duszanbe, gdzie oskarżono go o korupcję i przestępstwa kryminalne, które miał popełnić na terenie Tadżykistanu będąc w tym czasie fizycznie obecny w Moskwie.

W Tadżykistanie podejmowane są ponadto próby zastraszania i podporządkowania sędziów. Przeciwko trzem sędziom z Chodżentu na północy kraju rozpoczęto kilka procesów karnych pod zarzutem niedopełnienia obowiązków i serwowania zbyt łagodnych wyroków. Jak komentuje Fajzinisa Wahidowa, prawniczka i działaczka na rzecz praw człowieka z Chodżenckiego Centrum Reform Prawa i Gospodarki, “Jest to walka skierowana nie przeciwko korupcji, lecz mająca na celu osłabienie autorytetu sądownictwa” i wzmocnienie prokuratury, realizującej polecenia rządu.

Przyglądając się oficjalnym mediom, można by odnieść wrażenie, że władza panuje miłościwie i wielkodusznie. Mając w pamięci, jak istotną rolę odegrali studenci w ukraińskiej “pomarańczowej” rewolucji, prezydent Kazachstanu Nazarbajew wyraził najpierw w orędziu do narodu troskę o rozwój wypadków w sąsiednim Kirgistanie, które pogrążają kraj w chaosie, po czym ogłosił 33-procentową podwyżkę emerytur i pensji w budżetówce oraz podwojenie stypendiów dla studentów. Beneficjenci przyjęli decyzję prezydenta z aprobatą: “jeśli ktoś wyświadcza ci przysługę, musisz się mu odwzajemnić”. Sfinansowanie tych podwyżek będzie zapewne możliwe dzięki szybkiemu wzrostowi gospodarczemu, który według oficjalnych źródeł kazachskich wynosił 9,1 % w 2003 r. i 9,3 % w 2004 r. Statystyki te działają na wyobraźnię Kazachów, którzy także w prywatnych rozmowach podkreślają, że zdecydowanie wolą autorytarną stabilizację niźli demokratyczny chaos.

 

 

Kreowanie wroga

 

Reżimy starają się uzasadnić drastyczne kroki, tworząc wroga. Modelowym przykładem jest Uzbekistan, gdzie wszelkie objawy niezadowolenia społecznego i głosy krytyki klasyfikuje się jako działalność islamistyczno-terrorystyczną, a konkretnie: działalność w organizacji kryminalnej, naruszanie porządku konstytucyjnego, zagrożenie bezpieczeństwa publicznego, aktywność w religijnych organizacjach ekstremistycznych i posiadanie broni (wg uzbeckiego Kodeksu Karnego paragrafy 242, 159, 244-1, 244-2, 248). Przesłuchiwanym policja sama podkłada broń i narkotyki, które później u nich “znajduje”. Motywem ekstremizmu islamskiego posługują się wszystkie reżimy środkowoazjatycki bez wyjątku. Pod tym zarzutem odbywa w Uzbekistanie wyroki więzienia od 6 do 8 tysięcy więźniów politycznych. Taką też nalepkę przyklejono demonstrantom w Kotlinie Fergańskiej, najżyźniejszemu regionowi Azji Środkowej, o ogromny potencjalne gospodarczym. Do protestów doprowadziła jednak nie religijna ideologia. Główną przyczyną jest fatalna sytuacja ekonomiczna, a dopiero na dalszym miejscu autorytarna władza i wszechobecna korupcja, z której czerpią zyski także szeregowi policjanci. Zamknięte granice oraz zakaz eksportu owoców i warzyw, bawełny i innych produktów uzbeckich do ruiny doprowadził klasę średnią, a społeczeństwo zepchnął w ubóstwo. Ostatnio wprowadzona miesięczna pensja minimalna wynosi 7800 som, czyli ok. 20 złotych. Za granicę ubóstwa przyjmuje się na świecie dochód dzienny poniżej dwóch dolarów.

Dodatkowym punktem zapalnym stała się prowadzona od jakiegoś czasu w Uzbekistanie kampania przymusowej sterylizacji kobiet lub wprowadzania, przy okazji innych zabiegów ginekologicznych, spiral domacicznych wbrew zgodzie pacjentki.

W sytuacji, gdy całkowicie wyeliminowano opozycyjne organizacje polityczne, frustracja społeczna siłą rzeczy ujawnia się w jedynej sferze życia publicznego, której jeszcze całkowicie nie zdławiono: religii. Jedynymi miejscami, gdzie nadal możliwe są publiczne spotkania, są meczety. Należy podkreślić, że islam w Azji Środkowej był tradycyjnie wyjątkowo liberalny, a działacze religijni najczęściej domagają się jedynie poprawy warunków życia i - poza pewnymi wyjątkami - nie mają programu politycznego. Nadużyciem i fałszowaniem rzeczywistości jest wiązanie większości tych ruchów z fanatyzmem, ekstremizmem i terroryzmem, czy przypisywanie im zamiaru przejęcia władzy i stworzenia państwa religijnego. Ilustracją jest skazanie w marcu 2004 r.  na 22 lata więzienia przywódcy muzułmanów w Turkmenistanie, muftiego Nasrullaha ibn Ibadullaha, pod zarzutem działalności antypaństwowej. Przejawem “fundamentalizmu” z jego strony był brak zgody na umieszczenie na kopule meczetu w Kipczaku, rodzinnej wsi prezydenta, cytatów z prezydenckiej hagiografii Ruchnama tuż obok wersów z Koranu. Obecnie obok cytatów z Ruchnama wisi tam ogromy portret prezydenta i jego rodziny. Niestety, wiele zachodnich mediów i polityków przyjmuje na wiarę oficjalną, reżimową interpretację i łączy formy nieposłuszeństwa obywatelskiego z fundamentalizmem religijnym. W reakcji na masakrę w Andiżanie, rzecznik Białego Domu Scott McClellan wezwał Taszkent do umiaru oraz wyraził żal, że z w trakcie demonstracji z więzienia zbiegli podejrzani o terroryzm.

Dwa pozostałe zarzuty używane przeciwko działaczom opozycyjnym to zarzut korupcji oraz działalność antypaństwowa. Za taką może być uznane nawet publiczne kwestionowanie oficjalnej wersji historii, a raczej historycznej mitologii. Ryzykowne jest w Kazachstanie zaprzeczanie oficjalnej wersji, że scytowie byli jakoby ludami tureckimi, protoplastami Kazachów. Niewskazane jest w Uzbekistanie kwestionowanie, jakoby Tamerlan, w rzeczywistości odpowiedzialny za rzeź co najmniej miliona ludzi, był “niezwykle łagodnym i ludzkim politykiem”. Źle skończy się zakwestionowanie tezy “Turkmenbaszy” Nijazowa, wyrażonej w jego poemacie Ruchnama, że koło oraz pismo wynaleźli... Turkmeni. Pod zarzutami nielojalności względem narodu między 2002 a 2004 r. prezydent Nijazow przeprowadził w Turkmenistanie masowe aresztowania i tajne procesy niepewnych ministrów i urzędników państwowych. Wątek nacjonalistyczny wykorzystywany jest przez władze, które świadomie grają na nutę etniczną-narodową, aby trzymać w szachu mniejszości, np. Rosjan czy Uzbeków w Kirgistanie, Tadżykistanie i Kazachstanie.

Niektóre z reżimów prowadzą silną politykę izolacjonizmu, czego najlepszym przykładem jest Turkmenistan i Uzbekistan, który tuż po zajściach w Biszkeku wystąpił z regionalnej organizacji współpracy gospodarczej GUUAM, mającej stanowić przeciwwagę dla dominacji rosyjskiej.

Metodą walki z opozycją i zastraszania nieposłusznych społeczeństw jest zamykanie w szpitalach psychiatrycznych i powszechne stosowanie tortur, które niejednokrotnie kończą się śmiercią zatrzymanych. Prym wiedzie Turkmenistan i Uzbekistan. Tysiące udokumentowanych przypadków składa się przerażający obraz sytuacji w Uzbekistanie: nagminnie podejrzanych się bije pałkami i metalowymi prętami, gwałci, stosuje wstrząsy elektryczne w okolicach genitaliów, wyrywa paznokcie, łamie kończyny, dusi w workach plastykowych, żywcem gotuje we wrzącej wodzie. Sześćdziesięciodwuletnią Fatimę Mukhadirową, matkę jeden z ugotowanych ofiar, która ośmieliła się zaprotestować, skazano na 6 więzienia za działalność na szkodę państwa.

Z doświadczenia Uzbekistanu w tej dziedzinie od kilku lat kilku lat korzystają Stany Zjednoczone. Wedle organizacji humanitarnych oraz doniesień prasowych, m.in. The New York Times, Amerykanie przekazali do Uzbekistanu na przesłuchania co najmniej 150 więźniów. Doniesień tych nikt nie dementuje ani w Waszyngtonie, ani w Taszkencie. Potwierdza je natomiast Craig Murray, brytyjski ambasador w Taszkencie, ostatecznie zwolniony w 2004 roku ze stanowiska po oskarżeniu władz Uzbekistanu i USA gwałcenie Konwencji ONZ o zakazie stosowania tortur i publicznym stwierdzeniu, że “CIA wysyła do Taszkentu samoloty z więźniami na przesłuchania z reguły dwa razy w tygodniu”.

Współpraca między Waszyngtonem i Taszkentem rozwija się intensywnie od 2002 r., kiedy to w marcu 2002 r. podpisano “Deklarację o strategicznym partnerstwie i współpracy”. Porozumienie to podpisano przy głosach sprzeciwu ze strony ONZ i innych organizacji międzynarodowych, a także wbrew zaleceniom specjalistów amerykańskich, wskazujących, że porozumienie to łamie założenia Paktu o swobodach religijnych z 1998 r. przyjętego przez Komisję USA ds. swobód religijnych na świecie (USCIRF), który zakazuje współpracy z krajami, gdzie swobody religijne są naruszane. Za taki kraj uznaje się Uzbekistan. We wspólnej walce z terroryzmem, albo z tym, co reżim Uzbekistanu za terroryzm uznaje, USA pomagają Uzbekistanowi dostarczając uzbrojenie i dofinansowując uzbecką armię zgodnie z paragrafem II/2.3 Deklaracji o strategicznym partnerstwie. Dostarczanie reżimom broni prowadzi do tego, że jest ona następnie wykorzystywana przede wszystkim do dławienia manifestacji. Udostępnienie przez Uzbekistan terenu na największą amerykańską bazę wojskową w regionie uciszyło wcześniejsze głosy krytyki ze strony Waszyngtonu. Podtrzymywanie tej współpracy przez USA legitymizuje autorytaryzm rządu Karimowa i w krzywym zwierciadle przedstawia zasady demokracji mieszkańcom Uzbekistanu, którzy - rozczarowani demokratycznymi sloganami - rozwiązania problemów poszukują zamiast tego w islamie. Askar Akajew, obalony prezydent Kirgistanu, na terenie którego znajduje się amerykańska baza lotnicza, posługiwał się tym samym argumentem co obecnie Karimow w Uzbekistanie: “nasz kraj szanuje prawa człowieka i swobody obywatelskie, a mogą to potwierdzić przebywający u nas amerykańscy dyplomaci”.

 

 

Trzecia fala rewolucji?

 

5 maja na szczycie organizacji GUUAM w Mołdawie prezydent Gruzji Michaił Saakaszwili wyraził nadzieję, że obecnie rozpoczyna się “trzecia fala” rewolucji w republikach postradzieckich.

Wydaje się jednak, że potencjał rewolucyjny, który doprowadził do zmiany władzy w Kirgistanie, może się w innych krajach środkowoazjatyckich okazać nazbyt słaby. W szybko rozwijającym się gospodarczo Kazachstanie obawa przed chaosem i stratami ekonomicznymi jest zbyt duża.

Tadżykistan do tej pory nie otrząsnął się z wojny domowej w latach 1992-97 i widmo tragicznej powtórki z najnowszej historii działa odstraszająco. Wybory parlamentarne, które się tam odbyły tego samego dnia co w Kirgistanie i których wiarygodność była równie wątpliwa, nie wywołały żadnych protestów.

Pełna kontrola całości życia publicznego i prywatności obywateli w Turkmenistanie skutecznie tłumi wszelkie formy niezadowolenia już w zarodku.

Obecnie jedynym środkowoazjatyckim kandydatem na kolejną rewolucję jest Uzbekistan. Siłowe rozwiązania, na jakie zdecydowały się władze, powodują, że rozprzestrzenienie się niezadowolenia z Kotliny Fergańskiej, odciętej górami, na cały kraj jest jednak stosunkowo mało prawdopodobne. Chyba, że konflikt między dwoma najsilniejszymi klanami Uzbekistanu z Samarkandy i Taszkentu, zarysowujący się od jakiegoś czasu, się nasili i któraś ze stron zdecyduje się wykorzystać protesty w Kotlinie Fergańskiej dla swoich celów. Ismail Karimow, sam pochodzący z Samarkandy i pierwotnie pospierany przez przywódcę klanu samarkandzkiego Ismaila Żurabekowa, skutecznie utrzymywał się u władzy dzięki wpływom obydwu grup, neutralizując je wzajemnie. W 1999 r. Karimow zdymisjonował Żurabekowa z urzędu wicepremiera, co wywołało niezadowolenie w Samarkandzie, więc powołał go na stanowisko prezydenckiego doradcy, kiedy go ostatecznie odwołał rok temu. Związany z tym samym samarkandzkim klanem Zakir Ałmatow, pełni nieprzerwanie od 1991 r. obowiązki szefa resortu spraw wewnętrznych (MWD). Przeciwwagą jest Rustam Inojatow, szef służb bezpieczeństwa (SNB), związany z klanem taszkenckim. Tradycyjna rywalizacja klanów przeniosła się na struktury siłowe w państwie. Powtarzane są domysły, że to właśnie resort Inojatowa stoi za zamachami bombowymi w Bucharze i Taszkencie równo przed rokiem. Nawet jeśli dojdzie do obalenia Karimowa, jest mało prawdopodobne, żeby w rezultacie wyłonił się rząd rzeczywiście demokratyczny, reprezentujący interesy ponadklanowe.

Tymczasem lokalne reżimy starannie usuwają wszystko, co mogłoby pobudzać mieszkańców do buntu. W stolicy Kazachstanu, Astanie, znikły plastikowe tulipany, które zdobiły klomby. Na wszelki wypadek w Dzień Zwycięstwa 9 maja telewizja uzbecka nie pokazała żadnego filmu wojennego.

 

 

Islamizacja Azji Środkowej

 

Wydarzenia w Kirgistanie nie pozostały bez echa. Dążenie do samostanowienie przeniosło się na uzbecką stronę Kotliny Fergańskiej. Dzień po krwawej pacyfikacji Andiżanu, kiedy mogło zginąć nawet pół tysiąca demonstrantów, prezydent Uzbekistanu Islam Karimow podczas konferencji prasowej oskarżył o wywołanie zamieszek “islamskich ekstremistów związanych z nielegalnym ruchem Hizb at-tahrir”. Dodał, że “dążą oni do obalenia rządu” i stworzenia państwa religijnego, a “ich nienawiści do państwa świeckiego nie możemy zaakceptować”. Z kolei przywódcy i uczestnicy protestu, oraz uciekinierzy, którzy z obawy przed represjami schronili się w Kirgistanie, podkreślali, że nie przynależą do żadnej organizacji religijnej i całkowicie obcy im jest ekstremizm.

Tragiczne zajścia w Kotlinie Fergańskiej, gdzie po uzbeckiej stronie znajduje się Andiżan, a po kirgiskiej Osz i Dżalalabad - kolebki kirgiskiej rewolucji, stanową modelowy przykład, jak hasło islamskiego terroryzmu wykorzystywane jest przez autorytarną władze do celów politycznych.

Kwestia ekstremizmu islamskiego w Azji Środkowej jest z jednej problemem wirtualnym, wykreowanym w urojonej rzeczywistości przez lokalne reżimy w celu usprawiedliwienia autorytaryzmu i przemocy, z drugiej strony jest tworem realnym, pierwotnie stworzonym przez samą władzę do walki z opozycją, tworem, który się następnie wymknął spod kontroli. Należy przy tym wyraźnie odróżniać islam tradycyjny, który w Azji Środkowej pojawił się VIII w., i przez stulecia kształtował obyczajowość w tym regionie, od islamu politycznego, który jest w tym regionie zjawiskiem stosunkowo nowym.

W tradycyjnie muzułmańskim regionie okres ZSRR wiązał się z systemową walką z islamem. Nie obyło się to bez autentycznego współudziału przedstawicieli lokalnych społeczności, które liczyły, że ideologia komunistyczna będzie receptą na powszechny analfabetyzm i zacofanie, przyczyni się do modernizacji regionu i zmiany konserwatywnych wzorców społecznych, ale także wzmocni znaczenie i więzi etniczne między ludów tureckich żyjących w Azji Środkowej. W ciągu pierwszej dekady okupacji Azji Środkowej przez Bolszewików w latach dwudziestych XX w. zniszczono większość meczetów i medres (szkół religijnych). Przestały istnieć słynne centra religijne w Bucharze i Chiwie. Druga Wojna Światowa zmusiła jednak władze w Moskwie do zrewidowania swego nastawienia do muzułmańskiej ludności. Potrzeba chwili nakazywała, by także w republikach środkowoazjatyckich rekrutować żołnierzy. Chwilowa liberalizacja w sferze wiary na czas wojny oraz powołanie Duchowej Rady Muzułmanów Azji Środkowej (SADUM, z siedzibą w Taszkencie) w 1943 roku miało zapewnić przychylny stosunek ludności do rekrutacji oraz zapobiec ewentualnym rozruchom, co mogłoby prowadzić do otwarcia frontu wewnętrznego i oderwania się tej części od ZSRR. W okresie powojennym Duchowa Rada stała się instrumentem kontroli życia religijnego.

Dopiero na początku lat osiemdziesiątych nastąpił w Azji Środkowej renesans islamu. Wśród przyczyn odrodzenia religijnego najważniejszymi była kompromitacja oficjalnej ideologii i sowieckiego systemu wartości, frustracja pogarszającą się sytuacją ekonomiczną i szereg innych, które doprowadziły do perestrojki. Nie bez znaczenia było stopniowe słabnięcie władzy centralnej oraz radziecka inwazja na Afganistan trwająca od 1979 do 1989 roku. Wielu żołnierzy Armii Czerwonej okupującej Afganistan nieprzezornie rekrutowano z muzułmańskich rodzin z republik środkowoazjatyckich. Radzieccy generałowie nie przewidzieli, że część z nich zazna tam swego rodzaju nawrócenia na islam. W świecie, w którym sowiecki system wartości nie spełniał oczekiwań, nie dziwił gwałtowny wzrost religijności: w Uzbekistanie w 1982 r. co najmniej 65-66 % młodych par po ceremonii ślubu w urzędzie stanu cywilnego dokonywało religijnej konsekracji małżeństwa (nikah). Odżyły stare przedislamskie zwyczaje lokalne, które dla wyznawców były nieodłączną częścią ich religii: m.in. obchody nowego roku (nauruz) czy pielgrzymowanie do świętych miejsc i grobowców (zijarat) świętych mężów (awlija). Bodaj najpopularniejszym takim miejscem był Turkestan w Kazachstanie, gdzie spoczywa szejk Ahmed Jasawi (zm. ok. 1166), założyciel jednej dwóch głównych szkół sufijskich (obok szkoły nakszbandija z Buchary) i popularnie uważany przez koczownicze ludy tureckie za ich pierwszego muzułmańskiego nauczyciela duchowego.

Odpowiedzią władz było niszczenie miejsc pielgrzymkowych. Rozpoczęła się także nagonka na tradycyjnych działaczy religijnych związanych z najbardziej rozpowszechnioną w Azji Środkowej muzułańską szkołą prawniczą (madhhab): liberalnym nurtem hanafickim. Z drugiej strony komunistyczna władza zaczęła wspierać formujące się w Kotlinie Fergańskiej ruchy protofundamentalistyczne, które w dążeniu do czystości religijnej zwalczały wszelkie przejawy kultów przedislamskich. Współpraca ta odbywała się zgodnie z wytycznymi instrukcji z 1983 r. “O środkach izolacji aktywistów muzułmańskich”. Tacy przedstawiciele tych ruchów jak Abduwali kari, Rachmatulla kari, Chakim kari chętnie podjęli współpracę z władzami. Zyskali oni dostęp do pism ideologów ruchów fundamentalistycznych, np. Braci Muzułmańskich (al-Ikhwan al-Muslimun), i przejęli wiele idei radykalnej szkoły wahabickiej z Arabii Saudyjskiej, postulującej polityczne przemiany i duchowe oczyszczenie społeczeństwa. Szybko okazało się, że ruch fundamentalistyczny, który miał zwalczać ludowy islam, wymknął się spod kontroli. Zanim komunistyczne władze zdążyły się rozprawić z nowym zjawiskiem, same przestały istnieć!

W 1991 r. ZSRR wraz ze swoją ideologią odszedł w niebyt. Nowe władze, walcząc o zachowanie swojej popularności, czynnie wspierały ruchy muzułmańskie i umożliwiły bezpośrednie kontakty z braćmi w wierze w krajach arabskich, Pakistanie i Iranie. Po 1991 r. pojawiło się w Azji Środkowej wielu misjonarzy islamskich, którzy odpowiadali na zapotrzebowanie Kirgizów, Kazachów, Uzbeków, Tadżyków itp.

Po upadku ZSRR pustka ideologiczna stała się wyjątkowo głęboka, a ludność gwałtownie zaczęła poszukiwać swoich korzeni, które czasy radzieckie zatarły. Potrzeba duchowego odrodzenia i odnalezienia własnej etnicznej tożsamości i systemu wartości wolnego od skazy komunizmu była niezwykle głęboka. Sondaże przeprowadzone w połowie lat dziewięćdziesiątych pokazały, że aż 86% Kirgizów było przekonanych, że rola islamu w życiu publicznym będzie systematycznie wzrastać; ponad połowa Uzbeków uznała, że tylko islam stanowi receptę na problemy w ich kraju. Wyniki te nie były jednak wyrazem fanatyzmu, lecz wynikały z potrzeby odnalezienia własnej etnicznej tożsamości, zniszczonej w czasach radzieckich. Musimy pamiętać, że tamtejsza religijność była głęboko zakorzeniona w lokalnej tradycji i była nośnikiem przedislamskich obrzędów i wierzeń. Tradycyjny islam środkowoazjatycki, gł. sunnizm, był liberalny, i pozbawiony elementu fanatycznego. Nie gorszyło np. “skrapianie” obrzędów religijnych wódką. Tolerancja wynikała z dominującego wpływu sufizmu, mistycyzmu islamskiego, który od początków skupiał się głównie na wewnętrznej drodze człowieka ku bogu. Wizja polityczna nie odgrywała większej roli. Także koczowniczy tryb życia Kirgizów czy Kazachów nie sprzyjał umacnianiu się ortodoksji i sztywnej struktury hierarchicznej.

Po otwarciu się Azji Środkowej na świat w na początku lat dziewięćdziesiątych ruchy misjonarskie przyniosły znad Zatoki Perskiej nową radykalną ideologię, która zaczęła zastępować stare wyobrażenia religijne. Pojawiły się też pieniądze na budowę meczetów i medres. W samym Uzbekistanie istnieje obecnie ponad 4 tysięcy meczetów. Niezwykły boom budowlany w porównaniu z 84 meczetami w 1980 roku! Przy okazji odnowiono też skarby architektury islamu, np. mauzoleum w Turkestanie, które w czasach radzieckich pozostawiono same sobie. Obecnie co najmniej połowa publikacji dostępnych w księgarniach w Kazachstanie, Uzbekistanie czy Kirgistanie to pisma religijne (druga połowa to podręczniki szkolne), drukowane w dużej części za granicą, na co wskazuje jakość druku nieosiągalna dla postradziekich drukarń.

Zapotrzebowanie na misjonarzy było duże. Nie tylko dlatego, że za nimi przebywały fundusze na nowe meczety, ale także dlatego, że w czasach komunizmu praktycznie nie kształcono duchowieństwa. W owym okresie istniała w Azji Środkowej zaledwie jedna oficjalna medresa hanaficka: w Taszkencie. Ponadto wcześniejsza współpraca z komunistycznymi władzami ze strony działaczy religijnych, związanych z jedyną oficjalną strukturą muzułmańską: Duchową Rady Muzułmanów Azji Środkowej, całkowicie ich zdyskredytowała. Po chwilowej niezależności Duchowej Rady od rządu, kiedy na fali pierestrojki w 1989 nowym muftim (głową wspólnoty) i przewodniczącym Rady został Muhammad Sadik, nowe władze Uzbekistanu uznały, że taka niezależność jest zbyt niebezpieczna. Już w 1993 r. wymusiły zmianę muftiego na dyspozycyjnego Muhtarchan Abdullajewa. W praktyce to władze w Taszkencie, Biszkeku czy Astanie decydowały o nominacji imamów i mułłów, kontrolowały ich kazania i wypłacały im pensje. Poszczególne kraje utworzyły własne narodowe Rady Duchowe kontrolujące zachowania wiernych: w 1994 r. powstała w Turkmenistanie Rada (Geneszi) ds. Wyznań, w 1997 r. Międzyresortowa Rada ds. Wyznań w Kirgistanie i Rada ds. Wyznań w Kazachstanie, w 1998 r. w Republice Tatarstanu itp. Islamski kler, sprowadzony do urzędników państwowych, realizował raczej cele reżimu niż religii.

 “Nadzór dusz” sprawowany przez władze pchnął wiernych, szukających alternatywy, ku masowo powstającym organizacjom, niekiedy głoszące radykalnie religijny program polityczny. Większość z nich powstawała w Kotlinie Fergańskiej, zamieszkałej głównie przez Uzbeków. Wiąże się to m.in. ze strukturami społecznymi charakterystycznymi dla uzbeckiej ludności, która od zawsze prowadziła osiadły i rolniczy styl życia, w odróżnieniu od koczowniczych Kazachów czy Kirgizów.

Alternatywę dla oficjalnego “rządowego” islamu stanowiła np. organizacja Islom laszkarlari (“Wojownicy islamu”), związana z wahabickim meczetem Ata’ Wali han Tura w Namanganie. Jedno z dwóch głównych jej skrzydeł Adolat (Partia Sprawiedliwości) wzywało do tworzenia równoległych struktur państwowych i przejmowania lokalnych urzędów i budynków administracyjnych. Celem było zastąpienie świeckiego prawa prawem religijnym szariatu. Po rozgromieniu tego ugrupowania w marcu 1992, reaktywowało się ono na przełomie 1994-1995 i przez moment działało jako partia polityczna. Drugie skrzydło, określane popularnie mianem wahabitów, tworzyło tajne bractwa. Jego ideologiem był Tohir Joldoszew, który w wyniku wewnętrznego rozbicia przekształcił tę grupę w Islamski Ruch Uzbekistanu w 1994 r. Ruch ten związał się od 1997 roku z reżimem Talibów, od których uzyskiwał wsparcie finansowe i zbrojne. Najbardziej znanym działaczem tego ruchu był Dżumanboj Chodżijew, popularnie zwany Dżumą Namanganim od miasta w Ferganie, z którego pochodził. To właśnie ten ruch oskarżano o dokonanie w 1999 r. zamachu na Karimowa w Taszkencie. Okoliczności tego zamachu do tej pory nie zostały wyjaśnione. Inne źródła wskazują, że za zamachem mógł stać wicepremier Ismail Żurabekow, przywódca klanu samarkandzkiego, z którym w konflikt wszedł Karimow.

Dżuma Namangani przewodził oddziałom dobrze wyszkolonych ekstremistów, którzy w sierpniu 2000 r. przejęli kontrolę nad kirgiską prowincją Batken i utworzyli tam na kilka miesięcy islamski emirat. On był też odpowiedzialny za wypad grupy liczącej ok. tysiąca bojowników miesiąc wcześniej pod Taszkent. Ugrupowanie to miało na swoim koncie szereg porwań dla okupu na terenie Tadżykistanu i Kirgistanu (m.in. grupy japońskich geologów w 1999 r.). Latem 2001 roku jego kilkusetosobowy oddział walczył u boku Talibów w prowincji Tachar w Afganistanie przeciwko antytalibańskiej opozycji związanej z Ahmedem Szahem Masudem, co miałem okazję obserwować bezpośrednio. Dżuma Namangani zginął w wyniku amerykańskiego nalotu w październiku tego samego roku. Wraz z upadkiem Talibów i śmiercią liderów tego skrajnego ugrupowania Islamski Ruch Uzbekistanu przestał praktycznie istnieć.

Inni wahabici związani z Islom laszkarlari przyłączyli się obecnie najpopularniejszego, najbardziej znanego i - podobnie jak pozostałe - nielegalnego ugrupowania w Azji Środkowej Hizb al-Tahrir al-Islami (Partia Wyzwolenia Islamu). Partia ta jest w rzeczywistości zmodyfikowanym ‘importem’ z Bliskiego Wschodu. Założył ją na przymusowej emigracji w Jordanii w 1952 r. Taki al-Din al-Nabhani (1909–77), muzułmański sędzia palestyński urodzony w Hajfie (ob. Izrael). Partia była odłamem Braci Muzułmańskich i jej celem było odbudowanie kalifatu, państwa wszystkich muzułmanów. Szybko została zdelegalizowana na Bliskim Wschodzie, ale odrodziła się po 1990 r. w Azji Środkowej. Choć ma wyraźny program polityczny, to podkreśla, że środki realizowania celu religijnego są wyłącznie pokojowe. Zobowiązuje swoich członków do realizacji dżihadu, ale pojęcie to interpretuje nie jako udział w wojnie religijnej, lecz - zgodnie z duchem wczesnego islamu - wyłącznie jako proces duchowego doskonalenia i działalność na rzecz społeczności. Rzeczywiście, to właśnie nacisk na cel społeczny i poprawę warunków życia oraz działalność filantropijna i humanitarna wpłynęły na stosunkową popularność tego ugrupowania. Jego zwolennicy tworzą alternatywne struktury pomocy społecznej, wspierają się wzajemnie, tworzą kasy zapomogowe, szkoły czy mini-szpitalnictwo. Sukces ten nie dziwi w takich państwach jak Uzbekistan, Tadżykistan czy Kirgistan, które zaprzestały dbać o dobro obywateli, w których dróg i szpitali nie remontuje się od 15 lat, w których bezrobocie dotyka niemal każdą rodzinę. Model funkcjonowania takich społeczności, gdzie decyzję podejmuje się wspólnie i dla wspólnego dobra, można śmiało nazwać demokratycznym. Drugim czynnikiem popularności Hizb al-Tahrir jest zalecane samodoskonalenie i skupienie na wartościach duchowych: w warunkach ucisku politycznego i ubóstwa stanowi to zbawienną ucieczkę od rzeczywistości.

Ugrupowanie to stało się kozłem ofiarnym reżimów środkowoazjatyckich, w szczególności w Uzbekistanie. Jej istnienie zostaje wykorzystywane dla uzasadnienie brutalnych metod sprawowania władzy, cenzury, dławienia krytyki, kontroli życia publicznego, nieustannych rewizji na ulicach, aresztowań i stosowania tortur. A wszystko pod hasłem walki z międzynarodowym terroryzmem. Tak właśnie Islam Karimow uzasadniał konieczność stłumienia demonstracji w Andiżanie: największej masakry ludności cywilnej w Azji Środkowej.

Z ugrupowania Hizb al-Tahrir wyłoniły się w ciągu ostatnich lat dwie frakcje: Akramija oraz Hizb al-Nusra. Pierwszą z tych frakcji założył w 1996 r. Akram Yuldaszew, obecnie przetrzymywany bez wyroku w więzieniu. Jak powiada Bachrom Szakirow, jeden z pionierów tego ugrupowania, prowadzący dziś małe przedsiębiorstwo, nazwę ‘Akramija’ ukuły władze, chociaż oni sami nazywają się Birodar (“Braterstwo”). Niekiedy określa się ich mianem Kalifatczilar (‘Zwolennik kalifatu’) lub - od arabskiego ilman (‘wiara’) - Ijmonczilar (‘Zwolennik wiary’). Akram Yuldaszew dostosował doktrynę, powstałą na Bliskim Wschodzie, do warunków społeczno-politycznych Azji Środkowej. Przewiduje on 5 stadiów na drodze do idealnego państwa: (1) tworzenie swego rodzaju “kółek modlitewnych” i doskonalenie wewnętrzne, (2) tworzenie bazy materialnej i budowanie dobrobytu poprzez tworzenie małych przedsiębiorstw i farm rolnych, gdzie członkowie grupy pracują razem i zyskami dzielą się z lokalną społecznością (należy przeznaczać co najmniej jedną piątą zysku na cele społeczne), (3) etap duchowy polegający na refleksji i dyskusjach teologicznych itp., (4) łączenie struktur religijnych ze strukturami państwowymi, m.in. poprzez pozyskiwanie nowych członków wśród lokalnych przedstawicieli władzy i przejmowanie stanowisk administracyjnych w wyniku wyborów itp.; (5) naturalne przekazanie władzy społeczności religijnej w momencie, gdy praktycznie całe społeczeństwo będzie podążać tą samą drogą.

Wizja taka może się wydać utopijna, ale nie zawiera żadnego elementu przemocy i siłowego przejmowania władzy. Wzmacnia ona więzi grupowe, warstwie bogatszej daje poczucie odpowiedzialności za los warstw upośledzonych i poprawia byt najbiedniejszych. Sprawdza się też w praktyce, szczególności w sytuacji, kiedy rząd Karimowa zamknął granice i zakazał eksportu produktów rolniczych. Budowanie dobrobytu w drodze samopomocy i małego biznesu doskonale wpisuje się w warunki życia w żyznej Kotlinie Fergańskiej, gdzie większość mieszkańców żyje z uprawy roli i handlu. Szczególnie w gronie małego biznesu można znaleźć wielu zwolenników Akramiji, choć rzadko są oni członkami tej grupy. To właśnie rozpoczęty 10 maja proces 23 biznesmenów, stosujących w praktyce zalecenia Akrama Yuldaszewa i oskarżonych o terroryzm islamski, doprowadził ostatecznie do wybuchu niezadowolenia w Andiżanie. Skazani w podobnych procesach dostają wieloletnie wyroki i są torturowani, a ponadto przepadkowi ulega cały majątek ich klanu.

Był to już kolejny przypadek aresztowania przedsiębiorców pod zarzutem terroryzmu w Uzbekistanie. Kilka dni wcześniej, 2 maja, przyjechała z Fergany 43-osobowa grupa (w tym dziewiętnaścioro dzieci i 13 kobiet) z klanu Chorijewa i w pobliżu ambasady USA rozpoczęła protest przeciwko przejęciu całego majątku klanu przez skarb państwa po tym, jak Chorijewowi udało się w porę uciec za granicę.

Zirytowani dobrym samopoczuciem uzbeckich władz i poparciem dla nich ze strony USA zwolennicy drugiej z frakcji Hizb al-Tahrir - Hizb al-Nusra (Partia Wzajemnej Pomocy) - przyjmują, że wyłącznie metodami pokojowymi nie uda się zrealizować celu, jakim jest zaspokojenie podstawowych potrzeb społecznych; przeszkodą jest tu reżim Karimowa.

Tym co łączy te i podobne ugrupowania, bez względu na ich charakter pokojowy czy zbrojny, jest idea kalifatu, państwa bożego opartego na zasadach prawa religijnego. Z jednej strony sama idea rzecz jasna budzi uzasadnione obawy, gdyż taka wizja rażąco narusza zasady demokracji i neutralności światopoglądowej. Z drugiej strony nie dziwi ona nikogo, kto choć w nikłym stopniu zna historię myśli islamu. Idea takiego państwa doskonałego odwołuje się do pierwszych, niemal mitycznych lat islamu: okresu tzw. pierwszych czterech prawych kalifów (raszidun kalifa): Abu Bakra, Umara, Uthmana i Alego. Powrót do korzeni (salafijja) i idea “odtworzenia” idealnego państwa przemawiała do wyobraźni muzułmanów w równym stopniu co ideał platońskiej republiki do wyobraźni niektórych myślicieli zachodnich. Zachodnia dominacja kolonialna i postkolonialna, wliczając amerykański imperializm, tylko tę tęsknotę nasiliła. Nigdy te tęsknoty nie wyszły poza granice sformułowań i się na to nie zanosi. Ideę idealnego państwa, kalifatu, znajdujemy choćby w pismach najznamienitszych filozofów islamskich, np. Awicenny (Ibn Sina, 980-1037), pochodzącego ze środkowoazjatyckiej Buchary, który wywarł ogromny wpływ np. na Tomasza z Akwinu. Nikomu nie przyszłoby jednak do głowy przypisywać Awicennie, Awerroesowi  (Ibn Ruszd, 1126-1198) z Kordoby czy Ibn Chaldunowi (1332-1406) celów terrorystycznych i ekstremizmu religijnego tylko dlatego, że posługiwali się w swej filozofii politycznej podobną ideą kalifatu. Odwoływanie się przez rozmaite ugrupowania islamskie do podobnej wizji nie musi oznaczać, że są to organizacje terrorystyczne czy odrzucają zasady demokratycznego państwa świeckiego.

Istotną rolę w radykalizacji postaw religijnych w Kotlinie Fergany i innych obszarach Azji Środkowej odgrywa od jesieni 2001 r. obecność USA w tym regionie, które za możliwość budowy baz wojskowych w praktyce przymykają na łamanie praw człowieka i brutalne dławienie swobód obywatelskich. W bezpośrednich, prywatnych dyskusjach niemal wszyscy rozmówcy, od rolników i kupców bazarowych po przedsiębiorców i pracowników uniwersytetów, dają do zrozumienia, że aktywna współpraca Waszyngtonu legitymizuje ich autorytarne rządy. “Deklaracja o strategicznym partnerstwie i współpracy” zawarta między USA a Uzbekistanem jest według nich doskonałym przykładem amerykańskiej hipokryzji i dyskredytuje demokrację w stylu zachodnim.

Za upolitycznieniem islamu w Azji Środkowej stoją zatem przede wszystkim warunki socjalne i nędza oraz autorytarna władza, która uniemożliwia publiczną dyskusję i artykulację alternatywnych poglądów politycznych. Potrzeby demokratyczne i chęć decydowania o własnej społeczności znajduje ujście w tej sferze, która nie została jeszcze poddana pełnemu nadzorowi państwa: w religii. Na postawy te wpływa także rozczarowanie zasadami zachodniej demokracji, obserwowanej z perspektywy krajów Azji Środkowej, i poszukiwanie w islamie alternatywy. Tym, co może zapobiec powolnemu procesowi radykalizacji postaw i przekształcania się tego regionu w ideologiczną beczkę prochu jest demokratyzacja życia publicznego i solidna edukacja, coś, o czym, reżimy środkowoazjatyckie zapomniały.

Zachód ma w tej kwestii do odegrania istotną rolę, także we własnym interesie.

 

 Tylko w taki sposób można doprowadzić do zmiany mentalności świata ubogiego jako zaplecza terroryzmu oraz poszerzenia horyzontów bogatych społeczeństw (częstokroć cechujących się uprzedzeniami rasowymi), które obawiają się obniżenia poziomu życia, utraty wpływów i zysków. Nie chodzi tu bynajmniej o bezpośrednią pomoc humanitarną, która może być traktowana jedynie jako rozwiązanie doraźne, lecz o odwrócenie ciągłego procesu pogłębiania się przepaści między dwoma osobnymi światami. Rezygnacja z chwilowych zysków i stworzenie planów globalnego rozwoju gospodarczego, na wzór planu Marshalla, leży w interesie wszystkich, także krajów rozwiniętych, gdyż jest to cena za bezpieczeństwo. Jedynym sposobem na rozwiązanie obecnego kryzysu jest zatem przywrócenie ludziom godności.

 

 

 

Pierwotny tekst został opublikowany w miesięczniku 

 nr 31/2005:

http://www.sprawypolityczne.pl/artykul.php?id=258