Gaza (Palestyna), 20.08.2002

 

 

Dr Ismail H. Abu Shanab

jeden z założycieli i przywódców ruchu Hamas

20 sierpnia 2002 roku, Gaza (okupowana Palestyna)

rozmawiał

Piotr Balcerowicz

 

Jeden z twórców i przywódców ruchu Hamas, dziekan Wydziału Nauk Stosowanych i Technologii, Islamski Uniwersytet w Gazie, Palestyna. Wśród dziennikarzy i Palestyńczyków był znany z inicjatyw na rzecz pokoju z Izraelem,  por.: http://www.cnn.com/2003/US/08/21/wbr.hamas.leader/, 21 sierpnia 2003 r. Ismail Abu Shanab padł ofiarą zamachu ze strony sił Izraela, trafiony pięcioma rakietami wystrzelonymi z helikoptera w kierunku jego samochodu na jednej z ulic w Gazie: http://www.fromoccupiedpalestine.org/node.php?id=690

 

Piotr Balcerowicz: Dzisiaj w nocy wejdzie w życie porozumienie "Betlejem i Gaza na początek", zawarte z izraelskim ministrem obrony, Benjaminem Ben-Eliezarem. Ma ono stanowić pierwszy od dwóch lat istotny krok na długiej drodze do porozumienia pokojowego. Hamas od samego początku wskazywał, że nie będzie respektował tego porozumienia. Dlaczego?

Ismail H. Abu Shanab: Przede wszystkim chciałbym wskazać na szczególny postawę myślową dominującą w Izraelu. Rząd Ariela Sharona nie ma żadnej politycznej wizji, a Izraelczycy pod jego władzą od samego początku przywiązują nadmierną wagę do militarnego sposobu rozwiązywania konfliktów, a sposób na zakończenie intifady proponowany przez nich jest autorytarny i siłowy. W rzeczywistości ten rząd kontynuuje i poszerza dawną strategię ruchów syjonistycznych, które od dekad negatywnie rzutują na politykę w całym regionie. Widać to wyraźnie na przykładzie działań Sharona, który systematycznie rozbudowuje osiedla żydowskie w okupowanej Palestynie i zwiększa militarną obecność Izraela. Ale takie plany Izraela nie mają w dłuższej perspektywie szans na powodzenie, jeśli odbywają się kosztem podstawowego prawa Palestyńczyków do życia w pokoju. Wspominam o tych palących kwestiach, gdyż trzeba je rozwiązać w pierwszej kolejności, aby w ogóle móc myśleć realnie o porozumieniu pokojowym. W przeciwnym razie będziemy mieli do czynienia wyłącznie z politycznymi manewrami, tak jak w wypadku najnowszego porozumienia.

Piotr Balcerowicz: Jakie zatem szanse na takie porozumienie Pan widzi? Jak je osiągnąć?

Ismail H. Abu Shanab: Żyjemy pod okupacją izraelską, a jako ludność cywilna nieustannie jesteśmy narażeni na zbrojne akcje Izraela, które są odwetem. Zatem trzeba najpierw doprowadzić do pełnego wycofania się armii izraelskiej z naszych ziem. Prosimy tylko o tyle, o nic więcej. My nie walczymy z Izraelem jako takim. Walczymy wyłącznie przeciwko izraelskiej okupacji naszego kraju i dążymy jedynie do zakończenia tej okupacji i wycofania ich wojsk. Chcemy wyłącznie pokoju...

Piotr Balcerowicz: Wycofać się? Do jakich granic powinien się Pana zdaniem wycofać Izrael: do granic z 1967 roku czy z 1948 roku?

Ismail H. Abu Shanab: To jest złożona sprawa. Przy wszelkich rokowaniach pokojowy Palestyńczycy nieodmiennie przedstawiają swoje warunki minimum: pierwszym z nich jest przywrócenie granic z 1967 roku, jako maksymalnego obszaru niezależnej Palestyny. I takie właśnie rozwiązanie my akceptujemy, choć sprawa nie jest aż tak prosta. Ze względów propagandowych Izrael stara się przemilczeć szalenie istotne kwestie: w 1948 roku Izraelczycy rozpoczęli wojnę z Palestyńczykami i przejęli kontrolę nad całą ówczesną Palestyną, wyrzucając palestyńskich mieszkańców z ich domów, z ich pól, z ich ziemi, a następnie sami po prostu zamieszkali w palestyńskich domach. Wskutek tego pojawiła się paląca kwestia palestyńskich uchodźców. Wówczas ponad milion Palestyńczyków musiało opuścić swoją Palestynę i udać się na wygnanie. Niektórzy uciekli tutaj do Gazy, niektórzy na Zachodni Brzeg, inni do Libanu, Jordanii, Egiptu, Libii itd. Liczba tych uchodźców, którzy żyją poza swoją ziemią rodzinną, niejednokrotnie w skrajnie złych warunkach, wzrosła obecnie do niemal pięciu milionów. Nasza społeczność w Palestynie nie jest w stanie przyjąć ich wszystkich. Właśnie ta kwestia uchodźców rzutuje na możliwość znalezienia rozwiązań pokojowych. Nawet jeśli jesteśmy gotowi przyjąć granicę palestyńsko-izraelską z 1967 roku, to nie możemy zaakceptować, że nadal bez ziemi i domu pozostanie niemal pięć milionów naszych uchodźców. Dlatego też władze Autonomii Palestyńskiej zaproponowały przyjęcie granic Palestyny z 1967 roku jako minimum, pod warunkiem, że zostaną stworzone dodatkowe mechanizmy, które rozwiążą kwestię uchodźców.

Piotr Balcerowicz: Granice z 1967 roku przyjmują władze Autonomii Palestyńskiej. A czy granice z 1967 roku są do zaakceptowania przez Hamas?

Ismail H. Abu Shanab: Oczywiście, że tak! Choć podkreślamy, że samo takie rozwiązanie nie jest sprawiedliwie, gdyż legitymizuje ówczesne zmiany granic przy użyciu przemocy. Ale mając na uwadze obecną sytuację gotowi jesteśmy zaproponować zawieszenie broni na pewien okres, załóżmy na 10-20 lat, podczas którego będziemy negocjować dalsze warunki pełnego pokoju. Rzecz jasna przy granicach z 1967 roku. Ale nikt nie może oczekiwać od żadnego stronnictwa palestyńskiego, by zgodziło się w obecnej sytuacji na pełny pokój bez rozwiązania szeregu problemów - a problem uchodźców jest jednym z nich - podczas gdy Izrael ze swej strony nie jest otwarty na żaden kompromis. Zatem my proponujemy, by Izrael się bezzwłocznie wycofał ze wszystkich terenów okupowanych oraz by w granicach z 1967 roku powstało niezależne państwo palestyńskie. Inne sporne kwestie i zawarcie pełnego pokoju powinniśmy przekazać do rozwiązania kolejnemu pokoleniu. Ponieważ sytuacja jest tak zaogniona i napięta, nie sposób w tej chwili rozwiązać jednocześnie wszystkich kwestii. My powinniśmy pracować nad całym społeczeństwem palestyńskim, by w pełni zaaprobowało granice z 1967 roku i przygotować do tej akceptacji uchodźców, gdyż największy opór napotykamy w tej kwestii z ich strony: to oni utracili ziemie, które są teraz w granicach Izraela z 1948 roku. Pełna zaś stabilizacji i ostateczny pokój wymagają więcej czasu i przygotowań oraz radykalnych rozwiązań. Nie chodzi tylko tutaj o ustosunkowanie się do żądań Palestyńczyków, którzy utracili swoje domy w wyniku inwazji, ale także o uzyskanie odpowiedzi ze strony Izraela, dlaczego Izraelczycy od lat okupują całą Palestynę, dlaczego zamieszkują w palestyńskich domach i dlaczego nieustannie łamią prawa człowieka.

Piotr Balcerowicz: Jakich gwarancji bezpieczeństwa dla Izraela może udzielić Palestyna, w tym Hamas, gdy powstanie niepodległe państwo palestyńskie zgodnie z waszymi żądaniami w granicach z 1967 roku?

Ismail H. Abu Shanab: Przede wszystkim dwustronne umowy, w tym najpierw układ o zawieszeniu broni, a potem układ pokojowy. Drugą gwarancją będą dobrosąsiedzkie stosunki. Rozwiązanie istotnych problemów będących bezpośrednio pochodną okupacji jest już samo w sobie gwarancją bezpieczeństwa dla Izraela, gdyż znikają wszelkie przyczyny wrogości z naszej strony. Dodatkowo wszyscy po obu stronach, którzy doprowadzą do tego porozumienia, będą w sposób naturalny pracować nad utrzymaniem pokoju, gdyż leży on w interesie obu stron. Jest to najzwyklejszy i naturalny proces. Ze swej strony sam Izrael jest wystarczającą potęgą militarną, by się zabezpieczyć przed jakimkolwiek atakiem palestyńskim, a żadnemu przedstawicielowi administracji palestyńskiej nie przyjdzie do głowy, bo podejmować działania zbrojne, w wyniku których Izrael miałby zostać podbity. To nie jest po prostu możliwe i wszyscy są tego świadomi. Kolejne gwarancje mogą zostać udzielone przez społeczność międzynarodową: jej siły mogą ochraniać Izrael przed możliwością jakiegokolwiek potencjalnego ataku ze strony Palestyny, jeśli Izrael tak bardzo się tego obawia. Jak widać, Izrael może otrzymać pełne gwarancje bezpieczeństwa. Skoro w tej sytuacji nie podejmuje negocjacji, to znaczy, że Izrael nie zamierza wycofać swoich wojsk z terenów okupowanych. Izrael posługuje się nieprawdziwym argumentem, gdy sugeruje, że Palestyńczycy chcą najpierw uzyskać swoje państwo w granicach z 1967 roku, a następnie - gdy się umocnią - zamierzają kontynuować walkę. Rozmijają się w ten sposób z prawdą, by usprawiedliwić swoją okupację, która jest nielegalna także z punktu widzenia prawa międzynarodowego. Inną sprawą jest sama kwestia palestyńskich sentymentów i nostalgii. Bez względu na to, czy obecne i przyszłe pokolenie w pełni zaakceptuje granice z 1967 roku, nie zmieni to faktu, że nigdy nie zapomną ziem palestyńskich zajętych w 1948 roku przez Izrael. Działać tu będzie proste prawo identyfikowania się ze swoją małą ojczyzną: wielu Palestyńczyków będzie miało świadomość, że ich rodziny nie pochodzą z miasteczka, w którym teraz żyją, że ich rodzice zostali jedynie deportowani do tego miejsca, a pierwotnie pochodzą z zupełnie innych miejsc. Na przykład moja rodzina mieszkała od setek lat w Eszkelonie, który w 1948 roku znalazł się w Izraelu. Moi rodzice zostali wyrzuceni stamtąd przez Izraelczyków, a ja urodziłem się już w Gazie i nigdy nie miałem możliwości zobaczyć moich rodzinnych stron. Moja rodzina miała w Eszkelonie duży dom, sad i pola, a teraz wszyscy mieszkamy w tym oto niewielkim domu. W tej chwili na naszej ziemi i w naszym domu mieszkają Izraelczycy. Ja sam w moim rodzinnym Eszkelonie nigdy nie byłem: nie zostałem nigdy wpuszczony do Izraela. Wychowując swoje dzieci opowiadam ich historię naszej rodziny. Jeśli Izraelczycy naprawdę pragną pokoju, to powinni zgodzić się na kompromis jaki proponujemy: niech zezwolą nam na życie w pokoju w granicach z 1967 roku, a ponadto niech podejdą z większą odpowiedzialnością - na przykład w formie odszkodowań - do losu tych Palestyńczyków, którzy w wyniku przemocy utracili swoją ziemię i majątki, a obecnie żyją w diasporze.

Piotr Balcerowicz: Czy to znaczy, że jest Pan w stanie sobie wyobrazić dwa niezależne kraje żyjące po sąsiedzku w zgodzie i pokoju: Izrael i Palestynę?

Ismail H. Abu Shanab: Bez najmniejszych trudności. To jest dokładnie to, czego pragniemy.

Piotr Balcerowicz: Ale przecież media z reguły prezentują Hamas jako organizację, która dąży do zniszczenia Izraela, do zepchnięcia go do morza. Ile prawdy kryje się w takich stwierdzeniach?

Ismail H. Abu Shanab: Po pierwsze jest to izraelska propaganda, która ma na celu przedłużenie tego konfliktu. Prawda jest taka, że wszyscy Palestyńczycy - włącznie z Hamasem - pragną żyć w pokoju i w wolnym, niepodległym kraju. Wystarczy, żeby Izrael dopuścił do powstania niepodległego państwa palestyńskiego, to się przekona, że na tych ziemiach nie pojawi się żadne zagrożenie dla jego bezpieczeństwa.

Piotr Balcerowicz: Wygląda na to, że problemem dużo ważniejszym niźli kwestia granic jest problem uchodźców?

Ismail H. Abu Shanab: Tak, w pewnej mierze. Reasumując, najistotniejsze kwestie to izraelska okupacja naszych ziem, obecność osiedli żydowskich i ich rozbudowa w Palestynie, przejęcie kontroli nad ujęciami wodnymi w Palestynie - my musimy kupować wodę z ujęć wodnych na naszych terenach od Izraela! - uchodźcy oraz powrót do granic z 1967 roku.

Piotr Balcerowicz: Zatrzymajmy się przez moment przy kwestii uchodźców. Ludność Izraela to ok. 5,3 miliona obywateli, z czego Palestyńczycy w Izraelu - oficjalnie określani terminem ‘izraelscy Arabowie’, co jest szczególnym zabiegiem socjotechnicznym i językowym - stanowią ok. 1,3 miliona. Jednocześnie mamy ponad czteromilionową społeczność palestyńskich uchodźców żyjących w diasporze po 1948 roku, oficjalnie zarejestrowanych przez UNRWA. Ocenia się, że w diasporze może żyć ponadto co najmniej 3,5 miliona Palestyńczyków nie zarejestrowanych jako uchodźcy. Powrót tak licznej społeczności palestyńskiej na swe ziemie, które teraz stanowią cześć Izraela, całkowicie zmieniłby proporcje demograficzne w Izraelu: Żydzi stanowiliby w rezultacie co najwyżej 40% populacji Izraela, co jest dla nich zupełnie nie do pomyślenia. Nawet powrót Ľ uchodźców palestyńskich - gdyż statystki wskazują, że tylko tyle uchodźców gotów jest powrócić - i tak zmieniłby dramatycznie proporcje. Jaką widzi Pan zatem realną możliwość rozwiązania kwestii uchodźców?

Ismail H. Abu Shanab: Przede wszystkim pamiętajmy, że u podstaw państwa izraelskiego leży prawo powrotu wszystkich Żydów żyjących na całym świecie, z Rosji, Polski, Afryki, USA itp., do Izraela. Pojawia się pytanie: dlaczego Izrael tak uporczywie dąży do ściągnięcia maksymalnej liczby Żydów z diaspory, choć tutaj oni nigdy nie mieszkali; z drugiej zaś strony kategorycznie odrzuca prawo do powrotu Palestyńczyków, którzy tutaj żyli lub stąd się wywodzą? Po drugie, dlaczego Izrael dąży do stworzenia etnicznie i religijnie czystego państwa żydowskiego - kosztem narodu palestyńskiego? Jeżeli Izraelczycy chcą żyć w pokoju, to powinni przewartościować podstawy swego państwa oraz jego system, który jest systemem apartheidu w prawdziwym tego słowa znaczeniu. Wprawdzie w Izraelu mamy ok. 5 milionów obywateli, to jednak wokół nich żyje 200 milionów Arabów, którzy są w przeważającej mierze muzułmanami. Reguła tworzenia państw w tym regionie wedle zasady czystości etnicznej i religijnej obróciłaby się przeciwko samemu Izraelowi. W tak złożonej sytuacji polityka Izraela powoduje, że zasady funkcjonowania tego państwa to zasady getta. Z pewnością nie wpływa to pozytywnie na stabilizację w regionie. Żydzi sami wiele ucierpieli w Europie, w dużym stopniu w wyniku życia w zamknięciu w gettach. Teraz oni sami pragną zamknąć Palestyńczyków w getcie. Sami kreują sztuczny problem uchodźców, którzy mieliby rzekomo zagrażać bezpieczeństwu Izraela. Okres prześladowań Żydów się na szczęście skończył, mogą cieszyć się życiem w Brooklynie w Nowym Jorku i wielu innych miejscach na ziemi. Jaki jest zatem sens ma wyrywanie tych ludzi z ich społeczności i sprowadzanie ich tutaj?!...

Piotr Balcerowicz: Z jednej strony mamy tu syjonistyczne dążenie - w wymiarze politycznym i religijnym - do powrotu do erec Izrael, do ziemi obiecanej, z drugiej zaś strony wynika to obawy przed zmianą proporcji demograficznych na korzyść Palestyńczyków...

Ismail H. Abu Shanab: Tutaj w Gazie i na Zachodnim Brzegu? Tutaj Palestyńczycy i tak stanowią większość. Jeśli zaś te obawy dotyczą terytorium Izraela, to również są one bezzasadne. W prawdziwie demokratycznym społeczeństwie, gdzie wszyscy obywatele mają równe prawa bez względu na wyznanie i przynależność etniczną Żydzi nie powinni mieć takich obaw! Sami pragną cieszyć się swobodami obywatelskimi i demokracją, więc niechaj pozwolą żyć innym w podobnych warunkach. Izrael i Palestyna powinny być miejscami, gdzie zarówno Żydzi, jak i Palestyńczycy mogą żyć razem w pokoju. My ze swej strony nie odbieramy żadnych praw obywatelskich i politycznych Izraelczykom. Nieodpowiedzialne jest budowanie państwa apartheidu, stawianie społeczności żydowskiej w sytuacji zagrożenia, a do tego ściąganie w takiej sytuacji kolejnych osiedleńców z zagranicy. To sama polityka Izraela stwarza problem konfliktu i zagrożenia. Zrozumiałbym opory Izraela w kwestii uchodźców, gdyby Palestyńczycy nigdy nie żyli na tych terenach i gdyby nagle przyszło im do głowy tutaj przyjechać. Ale przecież Palestyńczycy żyli tutaj od wieków i stąd zostali wypędzeni, deportowani. W ich miejsce sprowadza się nowych osadników żydowskich. Do tego Palestyńczycy nawet w samym Izraelu pozbawieni są wielu podstawowych swobód obywatelskich czy pracy, a ich prawa są ograniczone: dyskryminowani są przez władze Izraela wedle kryterium etnicznego i religijnego. Od 1948 roku stworzono czyste etnicznie miasta, wysiedlając z nich do okolicznych wsi ludność arabską. Czy to nie jest apartheid i segregacja rasowa?! Do obecnego napięcia doprowadziła taka właśnie nieodpowiedzialna polityka Izraela, wskutek czego cierpią sami Izraelczycy.

Piotr Balcerowicz: Zastanówmy się wobec nad tłem tego konfliktu. Na ile jest to konflikt etniczny, a na ile religijny?

Ismail H. Abu Shanab: Sądzę, że ani etniczny, ani religijny, chociaż obydwa czynniki odgrywają tu rolę. Rola ta jest jednak wtórna. Kwestią naczelną jest fakt, że jest to problem typowo kolonialny. Kolonializm zaś odwołuje się do religii.

Piotr Balcerowicz: Ale przecież religia jest silnym motywem po obydwu stronach konfliktu. Wystarczy przecież wspomnieć choćby sam Hamas!

Ismail H. Abu Shanab: Religia jest motywem, który aktywuje walkę. Po naszej stronie wiąże się z ruchem oporu i walką o niepodległość. Z kolei Izrael, żeby ściągnąć do tego miejsca Żydów zza granicy, musi posługiwać się jakąś argumentacją, ideologią. Nikt przy zdrowych zmysłach przecież nie zamieni dobrobytu w Nowym Jorku i złotych plaż na Riwierze na palestyńską pustynię! Ruch syjonistyczny zatem posługuje się sztucznym wyobrażeniem świętej ziemi, kraju przodków, krainy biblijnej, by przemówić do wyobraźni swojej diaspory.

Piotr Balcerowicz: Spójrzmy zatem na mapę Izraela i Palestyny, a w szczególności na mapę Jerozolimy. W historycznym centrum świętego tego miasta znajdujemy wzgórze, Haram al-Szarif: święte zarówno dla żydów, jak i muzułmanów. Jest to epicentrum całego konfliktu. Tamże stoi meczet Al-Aqsa - nieopodal miejsca, gdzie ongiś stała pierwsza i druga Świątynia żydowska, na miejscu której widnieje złota kopuła Świątyni Skały (Qubbat al-Sachra). Obecna, druga intifada określana jest z kolei przez samych Palestyńczyków “Intifadą Al-Aqsa”. Wszystko to wyraźnie wskazuje, że motywacja religijna jest szalenie istotnym czynnikiem.

Ismail H. Abu Shanab: To prawda. Musimy jednak w pełni zrozumieć, na jakiej zasadzie się to odbywa. Przede wszystkim społeczeństwo izraelskie, wychowane na sekularnych wzorcach zachodnich, jest w dużej mierze indyferentne religijnie. To ruch syjonistyczny wykorzystał motyw religijny w swej ekspansji kolonialnej. Kolonializm izraelski rzeczywiście opiera się na wierze religijnej, na nostalgii za Ziemią Obiecaną. To właśnie pod takimi hasłami odbywała się migracja żydów z diaspory do Izraela. Wykorzystanie wątku religijnego przez ruch syjonistyczny musiało pociągnąć za sobą określoną reakcję palestyńską. Zatem reakcja ta faktycznie zaczęła czerpać inspirację z wiary religijnej - lecz jednie wtórnie. W rezultacie obie strony zaczęły traktować wzgórze jerozolimskie wraz meczetem Al-Aqsa oraz całą Palestynę jako miejsce o znaczeniu przede wszystkim religijnym. Obie strony zaczęły podchodzić do kwestii ziemi w tym regionie domagając się wyłączności: tak, żeby przedstawiciele innych religii nie mieli prawa wstępu do ich miejsc kultu. Izraelczycy postrzegają swoje państwo jako realizację planu boskiego, muzułmanie zaś domagają się pełnej kontroli nad swoimi miejscami świętymi. Siłą rzeczy takie postawienie sprawy po obu stronach wzmaga walkę i uniemożliwia znalezienie kompromisu.

Piotr Balcerowicz: Jak powinna zatem wyglądać przyszła Palestyna? Jaką rolę winna w niej spełniać religia? Czy powinno to być Pana zdaniem państwo świeckie czy religijne: na wzór wieloreligijnego świeckiego Libanu czy religijnego Iranu?

Ismail H. Abu Shanab: Zarówno my Palestyńczycy, szczególnie ci z nas, którzy są muzułmanami, jak i muzułmanie w ogóle patrzymy na religię i jej powiązania z polityką z nieco innej perspektywy. Państwo religijne w kulturze zachodniej oznaczałoby powrót do czasów średniowiecza i supremacji papieskiej: to papież w sposób nieomylny i bezdyskusyjny miałby sprawować kontrolę nad ówczesnym światem. Dla odmiany koncepcja państwa religijnego w islamie właściwie nie istnieje z tej racji, że zasady takiego państwa opierają się na myśli społecznej islamu, która nie różnią się od typowych wartości demokratycznych uznawanych na świecie: sprawiedliwości, wolności, równości i pełnej reprezentacji w sprawowaniu władzy. Na tych przecież zasadach zasadza się demokracja zachodnia oraz idea państwa islamskiego i nie widzę tu istotnej różnicy. W naszym rozumieniu w religii dają się wyróżnić co najmniej trzy kluczowe poziomy. Pierwszym z nich jest poziom jednostki i indywidualny sposób wyznawania wiary i stosunku do Boga - pozostaje całkowicie on w gestii jednostki i ani państwo, ani społeczeństwo nie powinno mieć na to wpływu. Do jednostki należy wybór, czy uda się synagogi, meczetu czy kościoła, by się modlić do Boga. Drugi poziom to relacje między jednostkami a społecznością. Relacje te określa przyjęty system polityczny. Zgodnie z nauką islamu właśnie na tym poziomie funkcjonują podstawowe zasady społeczne islamu. Jest obojętne, jaki system polityczny zostanie ostatecznie wybrany: demokracja, republika, monarchia, system parlamentarny itp.; istotne jest jedynie to, żeby respektował on zasady islamu. Państwo islamskie zatem daje się bez trudu pogodzić z zasadami nowoczesnego państwa...

Piotr Balcerowicz: Jednak napotykamy tu szalenie istotną różnicę! W państwie demokratycznym wszystkie wyznania i systemy światopoglądowe traktowane są jako równorzędne i żaden z nich z zasady nie ma pozycji uprzywilejowanej. Na tej samej płaszczyźnie traktowany jest zarówno islam czy chrześcijaństwo co agnostycyzm i ateizm - wszystkie funkcjonują w tych samych ramach prawnych. Ta neutralność światopoglądowa ma również swoje odzwierciedlenie w życiu politycznym, gdzie - przynajmniej w założeniu - wyrażane są przekonania polityczne i wizje porządku społecznego, podczas gdy sfera relacji do Boga jest sprawą prywatną jednostki. Zupełnie inaczej rzecz przedstawia się w takim państwie islamskim, gdyż pozycja islamu jest z góry uprzywilejowana, a pozostałe religie i światopoglądy mogą działać wyłącznie w ramach arbitralnie określonych przez doktrynę islamu.

Ismail H. Abu Shanab: Nie mogę się zgodzić z takim ujęciem. W państwie islamskim inne religie znajdują swój pełnoprawny wyraz. Być może mówi pan pod wpływem tego, co pan widział i przeżył w Afganistanie, gdzie rządy Talibów stanowiły skrajne wypaczenie zasad, o których mówię. Dla odmiany Irańczycy dążą do stworzenia nowoczesnego państwa, przynamniej w ciągu ostatnich kilku lat. A przecież wszystkie te religie: judaizm, chrześcijaństwo i islam zostały zesłane przez Boga, który wymaga od nas tego, byśmy go przyjęli. Ci, którzy nie akceptują boskiego posłania, zostaną prędzej czy później ukarani przez Boga. Zatem to nie w naszej gestii leży wymierzanie im kary: my się nimi nie zajmujemy, zostawiamy ich Bogu.

Piotr Balcerowicz: Jak przedstawia się struktura wewnętrzna samego Hamasu: od jakiegoś czasu są dwie frakcje: frakcja polityczna i frakcja militarna. Jaki jest między nimi związek?

Ismail H. Abu Shanab: Skrzydło zbrojne wykształciło się w wyniku ataków izraelskich. Hamas od samego początku był przede wszystkim organizacją polityczno-społeczną. Nigdy nie dążyliśmy do stworzenia własnej armii czy własnego państwa. Jednak w trakcie intifady, w konfrontacji z okupacją, zbrojne skrzydło musiało się wykształcić w sposób naturalny. Jednak ze względów bezpieczeństwa dla całego ruchu Hamas doszło do całkowitego rozdziału między obydwiema frakcjami. Powodem była przede wszystkim troska o zapewnienie maksymalnego bezpieczeństwa ludziom podejmującym walkę wyzwoleńczą. Utajnienie nazwisk i personaliów tych osób chroni ich i ich rodziny przed bezpośrednimi atakami izraelskich służb bezpieczeństwa i formami szantażu. My zaś możemy otwarcie podejmować działania o charakterze społecznym czy politycznym.

Piotr Balcerowicz: Co sądzi pan o metodach stosowanych przez zbrojne skrzydło Hamasu, np. o zamachach samobójczych na ludność cywilną?

Ismail H. Abu Shanab: Ocena tych działań leży wyłącznie w gestii skrzydła zbrojnego...

Piotr Balcerowicz: Czy to znaczy, że w pełni Pan je akceptuje?

Ismail H. Abu Shanab: To nie jest kwestia aprobaty czy dezaprobaty. Zostaliśmy postawieni przez Izrael w sytuacji pola bitwy i nie można mówić armii, jakie działania ma podejmować, a od jakich się powstrzymywać. Nasze zbrojne skrzydło podejmuje działania, które uznaje za adekwatne, mając na względzie całokształt sytuacji.

Piotr Balcerowicz: Problem jednak polega na tym, że w tych zamachach ginie często ludność cywilna. Oczywiście jestem świadom, że w wyniku działań armii izraelskiej w liczbach bezwzględnych ginie dużo więcej cywilnej ludności palestyńskiej - czego parokrotnie byłem naocznym świadkiem. Jest to szokujące, ale czy to może usprawiedliwiać stosowanie podobnych metod przeciwko równie niewinnej ludności izraelskiej?!

Ismail H. Abu Shanab: Jeżeli jest Pan w stanie zaproponować jakąkolwiek inną, równie skuteczną metodę, chętnie podejmę na ten temat dyskusję. Palestyńczycy znajdują się pod izraelską okupacją. Nie mamy nic, co moglibyśmy przeciwstawić potężnej machinie wojennej Izraela. W sytuacji, kiedy nasza ludność ginie codziennie i nie ma żadnej skutecznej broni, by stawić czołom eksterminacji, poświęca swoje życie w akcie rozpaczy, poniżenia, beznadziejności i gniewu, gdyż tylko tyle im pozostaje. W wyniku frustracji i poczucia własnej niemocy ludzie wysadzają się w powietrze po stronie izraelskiej. Gdyby nie dochodziło do masowych zabójstw palestyńskiej ludności cywilnej ze strony Izraela i gdyby systematycznie nie równano z ziemią naszych domów, do takich aktów samobójczych w ogóle by nie dochodziło. Jak widzimy, te ataki zostały zainicjowane przez samych Izraelczyków i są one jedynie odpowiedzią na działania Izraela. Wystarczy, by Ariel Sharon rozkazał armii izraelskiej zaprzestania ataków na naszą ludność cywilną, to ataki samobójcze natychmiast ustaną, gdyż ustanie ich przyczyna. Klucz do rozwiązania tego problemu znajduje się w rękach izraelskich. Pełną odpowiedzialność za tę sytuację ponosi rząd Izraela oraz Ariel Sharon, który w pełni świadomie planuje akcje militarne z pełną świadomością konsekwencji.

Piotr Balcerowicz: W jakim stopniu zamachowcy-samobójcy kierują się motywami religijnymi?

Ismail H. Abu Shanab: Nie ma tu bezpośredniego związku.

Piotr Balcerowicz: Ale przecież określa się ich niezmiennie religijnym terminem szahid, który oznacza męczennika, człowieka poległego jako “świadek swej wiary”!...

Ismail H. Abu Shanab: Motywy są rzeczywiście zróżnicowane. Przede wszystkim motywacji należy szukać w poczuciu poniżenia, w gniewie, w reakcjach na izraelski rasizm, w poczuciu patriotyzmu.  Wszystko to składa się na ofiarę, jaką czyni człowiek ze swego życia. Czynnikiem spajającym te odczucia oraz inspiracją, która wyjaśnia człowiekowi jego miejsce oraz nadaje sens wykraczający poza śmierć, staje się wiara religijna. To dzięki niej ofiara z własnego życia, która i tak zostanie poczyniona w wyniku tragicznych przeżyć, nabiera dodatkowego sensu. Mówiąc inaczej: człowiek, który poświęca życie za kraj z motywacji ziemskiej, dodatkowo wierzy, że znajdzie się w niebiosach. Dzięki temu męczennicy nie troszczą się o swoje życie, gdyż spodziewają się lepszej egzystencji w niebie po śmierci. Faktycznie przewija się tu wątek religijny, ale religia przydaje jedynie pozaziemskiego wymiaru i dodatkowego sensu działaniom, które i tak miałyby miejsce. Cechą szczególną obecnej intifady jest to, że także ludzie świeccy, trzymający się z dala od religii, również podejmują identyczne działania. W ich wypadku nie sposób się doszukać jakiejkolwiek inspiracji religijnej. Wyraźnie zatem widać, że inspiracja religijna jest w wypadku takich ataków samobójczych wtórna.

Piotr Balcerowicz: Na czym polega działalność politycznego skrzydła Hamasu?

Ismail H. Abu Shanab: Nie jesteśmy partią polityczną oficjalnie zarejestrowaną, lecz ruchem społecznym. Dlatego też nie mamy ani oficjalnego przywództwa politycznego, ani struktury hierarchicznej. Jest ironią, że jesteśmy wręcz zmuszani do podejmowania różnych działań na rzecz naszego społeczeństwa: do mnie i do innych członków Hamasu codziennie przychodzą ludzie z prośbą o pomoc, która nie ma nic wspólnego z polityką.

Piotr Balcerowicz: Jaką rolę powinien Pana zdaniem odgrywać teraz w przyszłości Yasser Arafat i Fatah?

Ismail H. Abu Shanab: Fatah jest ruchem politycznym, reprezentującym jakąś część Palestyńczyków. Jednak Yasser Arafat powinien zaprzestać swej działalności na arenie politycznej i pozostać w domu. Wystarczy.

Piotr Balcerowicz: Czy to znaczy, że Pana zdaniem nie powinien on już odgrywać jakiejkolwiek roli w polityce palestyńskiej?

Ismail H. Abu Shanab: Zdecydowanie nie.

Piotr Balcerowicz: Kogo widziałby Pan zatem w roli przywódcy państwa,  prezydenta Palestyny?

Ismail H. Abu Shanab: My Palestyńczycy jesteśmy na tyle politycznie dojrzali, by móc dokonać w pełni demokratycznego wyboru prezydenta w wolnych wyborach.

Piotr Balcerowicz: Czy zaakceptowałby Pan na stanowisku prezydenta Palestyny także osobę nie związaną z Hamasem, a do tego całkowicie świecką i indyferentną religijnie?

Ismail H. Abu Shanab: Jak najbardziej. Będziemy w pełni respektowali wybór narodu palestyńskiego, bez względu na jego wynik.

Piotr Balcerowicz: Bardzo dziękuje za rozmowę.

 

 

 

Artykuł nigdy nie był publikowany, ponieważ polskie media odmówiły druku (dziennik Rzeczpospolita, Gazeta Wyborcza, tygodniki Polityka i Wprost, dwumiesięcznik Res Publica Nowa), argumentując, że "nie będą popularyzować opinii terrorysty".